Monday, January 29, 2007

Dzień dwudziesty drugi...

29 stycznia 2007...
...kolejny dzień minął - wolny dzień, a co za tym idzie bardzo leniwy...
Wstaliśmy dosyć późno (wprawdzie mieliśmy iść na Uczelnię pobawić się routerami, ale jednak nie poszliśmy...:P - dzięki mnie... bo nie wstałem, przepraszam k0rku...)
No więc ok. 1100 podnieśliśmy się z łóżek, tylko po to, żeby zmiażdżyć śniadanie... małe, bo zaraz obiad będzie... ;)
Tak więc ok. 1300 poszliśmy zjeść - dzisiaj było niezbyt wyszukane i dobre jedzonko - trawy mało, sosy jakieś inne, do tego suche paluszki rybne (klasa trzecia - mielone płetwy, głowy i ogony rybie) i niedosolone i niedobre ziemniaki... był też sos koperkowy, ale go nie zauważyłem i nie wziąłem...:/
Ale co tam - głodny zje wszytko (prawie:P)...
Po obiedzie odwiedziliśmy pana Juha Humonena (gość odpowiedzialny za nas na COU...), aby zapytać go o nasze przedmioty - obiektówkę i języki internetowe... obiecał, że coś załatwi... :P
Później szybkie huśtawki i powrót na akademik... szczerze to nie pamiętam co robiliśmy cały dzień... ja pisałem jakieś maile, coś tam w necie lookałem, ogólnie nuda... aż do wieczora...
Ok. 1750 wybraliśmy się na siłkę... (po drodze byliśmy u Poznania, podpisać się na kartce z Muminkami dla Martina - dostał jeszcze renifera... a to wszystko z sentymentu, że już wyjeżdża... a szkoda... równy z niego gość...).
Ja oczywiście poszedłem tylko na siłownię, zaś k0r3k, Kasia i Elka jeszcze pograli w siatkówkę... (nie lubię siatkówki, bo pograłbym z nimi ;) )...
A później była nuda na akademiku znowu... jedna partia pokera - tym razem k0r3k górował:P
No i każdy do swojego sprzętu siadł i tak trwamy do chwili obecnej, tj. 0042 (z krótkimi przerwami na jedzenie i picie...)... Ciekawe o której się dzisiaj położymy... bo jutro na 0900... :]

//written by bisek

Dzień dwudziesty pierwszy...

28 stycznia 2007...
... po imprezowa niedziela... Czyżby właśnie się kończył trzeci tydzień naszego pobytu w Yliviesce? Tak - to prawda, już trzeci tydzień piszę o każdym dniu, mniej lub więcej, ale piszę... ale nie czuć upływającego czasu... zresztą mniejsza z tym... do rzeczy, czyli opisania dnia...
Podbudka - od 1200 do 1300 (ja wstałem o 1300, a co - na wakacjach jestem, nie?)...
Zaczęło się od śniadania, a właściwie lunchu :P. Dzisiaj "kuchnia" (czyt. Martin Inc.) dawała makaron z sosem:D Wypasik jedzonko. Wprawdzie gotowanie wyglądało ko(s)micznie - makaron gotowany był w czajniku (co mam nadzieję, k0r3k uwidoczni na dołączonych fotkach)... Wogóle dzięki temu, jakie wyposażenie było w tym ośrodku, w którym się obudziliśmy po sobotniej "libacji", spowodowało, że nabyłem umiejętność jedzenia pałeczkami (czyt. kawałkami gałązek upolowanych na zewnątrz... dawało radę... nawet nie wiedziałem, że jestem taki zdolny)... Po śniadaniu powolne sprzątanie ośrodka i decyzja (podjęta przez Martina, poparta przez nas) o tym, aby zadzwonić po transport... Jednak tutaj niespodzianka - nieproszony przez nikogo Poznań zdążył już zadzwonić po Kuzię, i ona była już w drodze... niemiła niespodzianka (ja osobiście się wkurzyłem, bo oznaczało to, że nie będzie można już iść się poślizgać, nie będzie zabaw na śniegu i wogóle... cała radość życia mi upłynęła...).
No ale co tam, w końcu jedziemy na dwie tury, więc szybka decyzja i Martin, Gerrit, Thilo, Andris, Elka, Kasia, Hubert, k0r3k i ja jedziemy drugim rzutem - jednak trochę czasu na zabawę będzie... :D:D
Oczywiście w związku z ładną pogodą, pomysłów było wiele: od rzucania się w śnieg, poprzez walkę z Thilo (śniegową oczywiście), skończywszy na podium... Na sam koniec, wydeptaliśmy piękny napis "SUOMI" na śniegu (S - deptane przez Martina, U i M przez Gerrita, O przeze mnie, a I - żeby było szybciej - wydeptaliśmy z Gerritem na spółkę:P)...
No i pojawiła się Kuzia z Terro (jej chłopak) no i trzeba było się zawijać na wioskę:P
Ale to nie koniec dnia... w samochodzie wymyśliliśmy, że rzeczy, które zostały z imprezy, spożyjemy na kolacji u Martina:D
No i tak o godzinie 2000 poszliśmy do Martina... po to, żeby jeść i bawić się:P Uzbrojeni w krzesła, talerze i sztućce...
Kolacja wypasik... ale o jedzeniu nie będę się rozwodził... później graliśmy w Mafię... oczywiście nikt mi nie wierzył... jak tylko zasugerowałem, że jestem niewinny, od razu mnie zabijano...
Wogóle wiele ciekawych rzeczy o innych można się nauczyć w czasie takiej gry... ale to polecam doświadczać na sobie...
Ok. 0000 wróciliśmy z bibki... no i zaczęliśmy grać w pokera (ja, k0r3k i Elka)... w związku z moim wielkim pechem w miłości, miałem wielkie szczęście w kartach i w ten sposób dosyć szybko zgarnąłem wszystkie żetony (czyt. zapałki)... K0r3k poszedł spać, Kasia też się położyła, a my z Elą się zagadaliśmy... w efekcie czego się nie wyspałem, mimo tego, że spałem do 1100 rano:P

//written by bisek

//added by k0r3k

Martin wstał i zabrał się za gotowanie ponad 1kg makaronu mając do dyspozycji...

Jedynie mały granuszek i ko(s)miczne naczynie dla makaronu - czajnik.

Te czarne rzeczy to "pałeczki" wystrugane przez zadowolonego Gerrit'a.

Makaronik w czajniczku - dobry patent na szybkie odcedzanie :D

A tu już zabawy z zamarzniętą wodą - śniegiem

Ośrodek w którym miło spędziliśmy jedną noc

Dużo śniegu = dużo zwariowanych pomysłów na z... abawy i dięcia

Jakoś tylko ja z Garrit'em podłapaliśmy temat
rzucania się w śnieg na wszystkie możliwe sposoby


Bisek za to atakował Thilo śniegiem :D

Cała ekipa która została aby się pobawić jeszcze przez chwilę

Inne spojrzenie na świat

Było też i podium... wydrapałem się pierwszy stąd taki zadowolony byłem

Bisek też chciał zdjęcie z Niemcami na podium...

po czym zawisnął w powietrzu

Zdjęcie zrobione z naprawdę dużej dziury robaka do innego wymiaru

Była to ostatnia duża impreza z Martinem w Finlandii...

a i zapomniałbym o Suomi:


Sunday, January 28, 2007

Dzień dwudziesty...

27 stycznia 2007...
Hmmm... sobota - ale nie dane będzie się wyspać... dzisiaj jedziemy "za miasto" - do jakiejś chateczki, gdzie mamy robić ognisko, siedzieć w saunie, gadać, zjeżdżać z górki, cieszyć się wolnością - po prostu bardzo dobrze się bawić...
Planowany wyjazd: 1400. Im dłużej gdzieś-tam, tym lepiej... ale plan jak to plan, nie wypalił. I tutaj ukłon w stronę Poznania - im zawdzięczamy wyjazd późniejszy, dopiero ok 1600. Dlaczego? Bo się zebrać nie mogli... eh...
Ale OK, nic się nie dzieje - mała obsuwa, grunt, że mamy się dobrze bawić... Pierwsze co trzeba było zrobić w drodze do chatki, to zakupy... Ekipa zakupowa: ja, k0r3k, Martin, Gerrit, Thilo i Andris (już wiem, jak się nazywa Holender:P). Zakupy ogromne - fura żarcia, chłopaki nakupili piwa (ja z k0rkiem planowaliśmy coś mocniejszego...). Później jeszcze wycieczka po alko do Alko (kupiliśmy prawie Johnnego Walkera - tania whiskey w kwadratowej butelce, z napisem z boku:P).
I w końcu droga do chatki - minęła szybko, i już byliśmy na miejscu... Okazało się, że jest to dosyć duża "chatka", a właściwie ośrodek i to nie byle jaki (bo duży). Szybkie rozlokowanie (zajęliśmy jeden pokój w 6 osób - nie to, żeby nie było więcej wolnych, ale im więcej osób tym weselej) i pogoniliśmy na ognisko. Ognisko jak to ogniska mają w zwyczaju się paliło... takie normalne było - kiełbaski, piweczko (jak ktoś miał :/), trochę humoru... jedyne czego nie robiliśmy, to nie śpiewaliśmy - bo nikt nie znał międzynarodowej piosenki ogniskowej...
Po ognisku poszliśmy na górkę zjeżdżać na worka od śmieci... całkiem zabawnie było... szczególnie, że znaleźliśmy nawet małą skocznię - na której można było się wzbić w powietrze i lecieć parę metrów (tyłek trochę od tego bolał, ale ubaw nieziemski). Jedni siedzieli na "sankach" krócej, inni dłużej. Każdy wie, że ja i k0r3k jesteśmy inni, więc my zostaliśmy najdłużej. I tutaj w końcu mi się udało wygrać z k0rkiem - byłem szybszy w wyścigu worków... i to wygrałem aż dwa razy:D
Wracając do chatki powygłupialiśmy się trochę na śniegu... jakieś orzełki, aniołki, nacieranie dziewczyn... A jak już wróciliśmy, to zainstalowaliśmy się w saunie:D - duża, chyba 20 osobowa sauna, z dużym dobrze nagrzanym piecem - to jest to co lubimy:P
W saunie siedzieliśmy naprawdę dużo... pewnie z 1,5h... w przerwach chodziliśmy na zewnątrz, aby zażyć kąpiel w śniegu... świetna sprawa... polecam :)
Po saunie zaczęła się normalna impreza... każdy wyciągnął alko, chipsy, paluszki, ciastka... co kto miał i zaczęliśmy gadać. Oczywiście od razu się potworzyły grupki... takim sposobem zaprosiliśmy do Rzeszowa Holendra, dwóch Niemców i Słowaka, a co... niech przyjadą, będzie zabawa:D
Impreza się toczyło w porządku, ludzie się rotowali, można było się dobrze zintegrować... jedyna wpadka, to Thilo rozwalił jedno piwo (wypadło mu z 12packa), przez co początek imprezy miał średnio udany - wszyscy mu współczuli...
Ok. 0000 stwierdziliśmy z Elą, że można by tak pójść przetestować górkę w nocy... może być ciekawie... Od pomysłu do realizacji droga niedaleka, więc po paru minutach byliśmy już pancernie ubrani i gotowi na spotkanie ze stokiem:) Okazało się, że o tej porze górka jest nieoświetlona, ale było całkiem jasno, bo księżyc świecił no i od śniegu biło... Skończyło się na kilku zaledwie zjazdach, a później siedzieliśmy i gadaliśmy... dopóki (ok. 0100) było piwo i nie zaczęliśmy zamarzać - wtedy pojawiła się sugestia, żeby wracać... i tak też uczyniliśmy.
Heh... sobota trwała aż do ok. 0400 w niedzielę... impreza się ciągnęła... w końcu zostaliśmy tylko my (Rzeszowiacy), Martin,
Thilo i Gerrit... no więc poszliśmy spać... oczywiście nie usnęliśmy od razu, dużo osób = dużo śmiania... ale w końcu wszyscy usnęli...
//written by bisek

// by k0r3k

Jako, że nocowaliśmy w jakimś ośrodku sportowym
znaleźliśmy numery dla zawodników.

Każdy znalazł coś dla siebie

Szczęśliwa 13!

Thilo stracił piwo, nie był zbyt wesoły z tego powodu,
kto by był...

Ognisko, kiełbaski co by mieć energie

Wszyscy testowali worki na śmieci jako sanki

Jazda, jazda k0r3k mknie...

Szybki start i...

Bisek pędzi na tyłku

Słowak Martin, Niemiec Gerrit, Polak Piotrek

Międzynarodowa Ekipa Imprezująca
Najbardziej wytrwali

Saturday, January 27, 2007

Dzień dziewiętnasty...

26 stycznia 2007...
dzisiaj Wielki-Dzień-Pierwszego-Egzaminu-Sesji-Letniej... egzamin ze Stefanem... wydaje się, łatwo trudny = nie było się z czego uczyć, bo przedmiot to jedna wielka pierdoła...
Oczywiście wcześniej wiele godzin nudnego wykładu... a egzamin dopiero o 1600 (z poślizgiem jak się okazało... Finowie mało nie pozabijali Stefana za poślizg...). Cały dzień na to, żeby się nie uczyć :D
My z k0rkiem daliśmy radę... nie wiem co robiliśmy, ale na pewno się nie uczyliśmy... chwilę pogadaliśmy z Masayem, chwilę sprawdzaliśmy skrzynki pocztowe... jakoś zleciało... w międzyczasie udało mi się zdać egzamin (bez podchodzenia do niego... 3.0 na start - całkiem komfortowo). O 16-ileś-tam egzamin się zaczął... 11 pytań (miało być max 10), każda odpowiedź może być poprawna... ale szczerze? - nie wiem czemu Poznań tak narzeka na Stefana - aż takiego kosmosu nie daje... przynajmniej tak mi się wydaje, skoro zdałem bez nauki?:P
Po egzaminie (na którym się nie konsultowaliśmy, prawie że...) szybki wypad na zakupy... i oczywiście nie kupiliśmy wszystkiego potrzebnego - bo po co... jedyne co wzięliśmy to dużo chleba, bo jemy z bobrem coraz więcej:P
Później siedzenie na akademiku... wyprawa po piwo z Kasią (dla mnie okazała się totalną porażką - dałem się namówić na promocję i kupiłem zamiast piwa coś, co nawet trudno nazwać... [bo jak nazwać coś co jest tak słabe, że szkoda gadać... 2.7%.... bleee])...
Później impreza z Poznaniem - a właściwie z Holenderm Adreasem (czy jakoś tak... nie wiem dokładnie...). Impreza krótka, bo wiara poszła na miasto - a mnie i k0rka to nie bawi, więc zostaliśmy... z Elą... i gadaliśmy do późnych godzin nocnych... spanko ok 0420...
a jutro... pożegnanie Martina, wyprawa do chatki-gdzieś-tam, sauna, kominek itp (brzmi jak "W następnym odcinku...")

//written by bisek

Dzień osiemnasty...

25 stycznia 2007...
... jeden z ciekawszych, o ile nie najciekawszy, dzień w tym tygodniu...
a zaczęło się od porannej pobudki... ok 1030... bo i po co wcześniej - zajęcia mamy dopiero na 1200...
OK. Zajęcia... ale cóż dzisiaj mamy w planie... hmmm... tak - to dzisiaj jest ten bardzo przeładowany dzień... Cisco, 3d Graphic and animation, Internalization of Business, Finish language... to jest to co bobry lubią najbardziej... i tu uwaga... 3 przedmioty na 1200 = nie na wszystko idziemy:D
Szybka piłka - zaczniemy od Cisco - zwolnimy się i pójdziemy na grafę (to był plan...)... ale plany się rzadko sprawdzają, więc najpierw poszliśmy na grafikę - szybka dyskusja z Mikko Himanka (wogóle dziwna sprawa... Finowie nie mają w zwyczaju podawać sobie ręki na powitanie... a Mikko jest inny, bardziej wyluzowany, więc nas przywitał jak przystało na normalnego człowieka i rękę podał.. wogóle wyglądało to tak, jakbyśmy się znali nie wiadomo jak dobrze...), i okazuje się, że możemy dzisiaj nie przychodzić (niach, niach, niach)... że głównie jest animacja i póki co, nic strasznego nie robią, więc możemy sobie darować część... no to z bobrem stwierdziliśmy, że idziemy do Rity od Cisco... i tutaj było bardzo fajnie... zabawa routerami i switchami całe parę godzin... aż się zasiedzieliśmy i zostaliśmy dłużej (Wszystko po to, żeby nie iść na nudnego Stefana)
W czasie Cisco zjedliśmy obiad (przerwa ok 40min)... i tak leciało... poszliśmy później też na Stefana, ale tylko na godzinkę... i jakoś dzień minął... Teraz czekało nas logistyczne rozwiązanie siłowni i fińskiego... najpierw szybka lekcja... 1,5h z fińskim... dzisiaj było całkiem, całkiem - nauczyłem się odmieniać czasowniki przez osoby - podobało mi się:) wogóle była atmosfera całkiem fajna, chociaż momentami zapadała konsternacja, bo nikt nie wiedział o co chodzi...:P
Później wyskoczyliśmy na siłkę - ale tak szybko: parę ćwiczeń na ręce, parę na klatę, trochę na plecy i grzbiet, trzeci dzień weidera i do sauny... Sauna znowu z doborową ekipą - Słowak, dwóch Niemców i my... plus chyba 6 innych osób, dzisiaj był straszny tłok... temperatura na zewnątrz za wysoka - wiatr śmiga jak jest ciepło - ale mimo wszystko stwierdziłem, że się wystawię na zewnątrz w celu schłodzenia...
Po saunie - standard - wieczór z komputerami. Dziewczyny się uczą - jutro pierwszy egzamin z sesji letniej... W sumie zazdroszczę im, bo ja nie umiem się uczyć na Stefana:P więc się nie uczę:P
Chwile gadam z k0rkiem, później gadam na gadu z... do późnych godzin nocnych...
(Jutro egzamin trzeba się wyspać... niach niach niach...)
//written by bisek

Dzień siedemnasty...

24 stycznia 2007...
głupio mi, bo nie pamiętam za bardzo co się w środę działo... na pewno spaliśmy do późna (czyt. do obiadu, czyli godziny 1230...). Ok 1300 poszliśmy na Uczelnię, coby się najeść do wieczora... na pewno było coś wspaniałego - zdaje się, że dla odmiany był ryż (a nie niesmakujące nam już ziemniaki...), plus siekanka szynkowa z sosem - ogólnie bardzo dobre:D
Po obiedzie pewnie poszliśmy na akademik i robiliśmy nic:D Wieczorkiem poszliśmy na siłownię (to już drugi dzień jak chodzę na siłownię... nudno tam jest:P)... po siłowni - standard - jakieś rozmowy, na gadu, przez skype (kto czym dysponuje), w kuchni... zwykłe życie zwykłych studentów na wygnaniu... a jutro czwartek... :P

//written (bez polotu) by bisek

Wednesday, January 24, 2007

Dzień szesnasty...

23 stycznia 2007...
... wtorek zaczął się od bardzo wczesnego wstawania - dla dziewczyn o 0700 (bo o 0800 Akademia CISCO Sem. 1), dla nas 0810 (bo o 0900 zajęcia ze Stefanem)... Dzisiaj byłem w pełni przygotowany na zajęcia (k0r3k też) - miałem książkę, i laptopa... Z książki nie skorzystałem - laptop wystarczył... no i to były pierwsze-nie-nudne-zajęcia-ze-Stefanem :P
No więc zajęcia minęły szybko... nawet się pośmialiśmy trochę...
Później wypadało zjeść obiad - a jakże... obiad to wogóle był tak śmieszny, że na samą myśl się śmieję... ale to chyba było śmieszne tylko dla mnie i k0rka:P
Ale po kolei... dzisiaj były na obiad parówki z ziemniakami... ciekawa kombinacja, nowe doznania... ale i tak wolę parówki z pieczywem:P I zdarzyło się jeszcze tak, że siedzieliśmy z k0rkiem osobno (w sensie, że nie z polską ekipą) i to jeszcze na dodatek blisko stolika z ketchupem i musztarda i szafką z przyprawami (szafka ma małe znaczenie... ale leży na niej tabasco...)...
Oczywiście - skoro siedzieliśmy sami - mogliśmy się wznieść na wyżyny naszego podłego humoru - nie było obaw, że ktoś nie zrozumie, albo się obrazi... A więc dawaliśmy radę...
Zaczęło się od obserwacji kto je kechup, a kto musztardę... i tutaj pierwszy wspaniały pomysł (k0r3k jest autorem) - aby przeprowadzić badania na temat wyższości ketchupu nad musztardą (i tu uwaga...) w Finach (<= to nie jest błąd, tak powiedział k0r3k)... Ci co nas znają, mogą sobie w tej chwili wyobrazić, jaki śmiech nas dopadł... i ile mieliśmy radości z tej drobnej pomyłki... ale to dopiero początek był... skoro są Finy... to na pewno jest też i Chinlandia:D - druga fala śmiechu :) Później wskoczył nam temat o przyszłości (tak, tak - poważne tematy też mamy...) - i tutaj też nie obyło się bez szydery:D W związku z moimi planami (czasem planuję, ale rzadko...) robienia kariery naukowej... k0r3k się mnie zapytał czy też, tak jak inni doktorzy, profesorowie itp., będę się ubierał tak mdło i szaro na Uczelnię... (tutaj szybki opis mojego ubioru - sztruksy jasno brązowe, i bluza szara z bordowymi rękawami...)... Ja niewiele myśląc odpowiadam: "No coś Ty!!! Widziałeś kiedykolwiek, żebym się na szaro ubrał?!?!?!" (i wtedy k0r3k użył palca wskazującego swojej prawicy wskazując na mnie... i wtedy przeszła przez nas kolejna fala śmiechu - ja się tak zanosiłem, że musiałem się położyć, a brzuch mnie boli do teraz...:P). Wiem, może Wam się to wydać mało śmieszne... ale my byliśmy na takim poziomie abstrakcji, że właściwie wszystko nas śmieszyło... ;) Później (czyt. po obiedzie) zalegliśmy na moment na kanapach, w celu odbycia krótkiej sjesty... a następnie udaliśmy się na akademik - aby się wyspać, pójść na siłownię i takie tam... Po siłce poszliśmy na saunę - miły akcent... trafiliśmy tam na Martina (Słowak),
Thilo i Nie-Pamiętam-Imienia (dwóch Niemców)... sauna nagrzana, tak jak być powinna... Martin jeszcze ją dogrzewał... i nowe doświadczenie nam zaproponowali - wycieczkę na śnieg :) przy -12:D Polecam... doświadczenie nie do opisania, jak się stoi niemalże nago, paruje się jak cholera, zimna nie czuć, bo się jest rozgrzanym... i jeszcze jak się dostanie znienacka śniegiem po plecach (bo k0rkowi przyszło to na myśl, żeby mnie właśnie białym puchem obsypać...)... wrażenie, jakby ktoś wbijał Ci w plecy miliony drobnych igiełek... naprawdę polecam... jak będziecie mieć okazję, spróbujcie... Po saunie, szybka kolacyjka i chilloutowe spotkanie w piwnicach akademika... efekt - położenie się do łóżka ok. 0100 - już nie pamiętam kiedy tak wcześnie się położyłem... (bo nie było przyjaciół na gadulcu:P ) A środa nadchodzi...
//written by bisek

Dzień piętnasty...

22 stycznia 2007...
I się zaczął... kolejny tydzień lenistwa... nie to, żebym liczył, ale to już trzeci tydzień lenistwa...
Zaczyna mi lenistwo przeszkadzać...
Poniedziałek - dzień wolny - śpimy cholernie długo... wstajemy po to, żeby nie przespać obiadu... ok 1230:P
Obiad - standard... zaczynają mi się nudzić trochę te obiady (chyba mnie łapie ogólne znudzenie)... Jedyne co jest ciekawe, to sałatki... pasjonują mnie połączenia np. arbuza i brzoskwini z sałata i sosem ostrym... do tego jeszcze posypane bakaliami:D i oliwki :)
Dzisiaj się nie stało nic wartego uwagi - dzień jak co dzień... po obiedzie uciąłem sobie drzemkę, później zjadłem coś, na siatkówkę poszedł k0r3k z Kasią, ale ja siatkówki nie lubię, to nie poszedłem...
W nocy jeszcze dwa telefony do przyjaciół po 50 minut każdy i spać... nawet na gadu mi się siedzieć nie chciało :P
Zwykły leniwy dzień... skończył się leniwie... bez rewelacji...

//written by bisek

Monday, January 22, 2007

Dzień czternasty...

21 stycznia 2007...
Dzień Babci... :)
Dzień wielkiej wyprawy... na narty:P
Wstaliśmy wyjątkowo wcześnie... zaraz po ósmej, tylko po to, żeby przygotować się na ten fascynujący i pełen doznań ekstremalnych dzień. Tak, to właśnie dzisiaj zmierzymy się z przepięknymi, fińskimi, mocno zaśnieżonymi i zmrożonymi stokami w Vuokatti... Tak, to dzisiaj może się zdarzyć, że ktoś złamie rękę, skręci nogę, albo po prostu wróci z masą siniaków... Dzień nart...
Wyjechaliśmy ok godziny 0920... przed nami długa droga... ok 3h jazdy... samochody znowu mamy z Uczelni. Ok 1230 dojeżdżamy na miejsce... ośrodek okazuje się być bardzo na poziomie... wszystko ładne, wyciągi działają (była pewna obawa czy stoki będą czynne, jest -23 stopnie - w końcu zaczyna się "normalna" pogoda:P), sprzętu do wypożyczenia dużo i to dobrego sprzętu... stoków ok 150km...
Ok 1300 cała ekipa wyposażona w buty, narty i kijki udaje się na stok. Część z nas jest zupełnymi beginnerami... pierwszy raz narty na nogach - już wiadomo, że będzie dużo śmiechu, ale i trochę nerwów... Pierwszą przeszkodą okazuje się wyciąg orczykowy, jednak dzięki pomocy innych - bardziej doświadczonych - dało radę :P I już jesteśmy na górze... teraz się okazuje, że jedyna droga na dół to stokiem na nartach... Ciekawe... Pierwsza myśl - "Jest ok... jeszcze stoję"... Ale pierwsza górka zweryfikowała moje myśli... teraz jest nowa myśl - "Co za gość wymyślił narty...".
Początek był trudny - wiele upadków, nerwy związane z niepanowaniem nad prędkością, torem jazdy... Gdzie jest instruktor jakiś? Dlaczego ta górka taka stroma? Dlaczego Ci co coś potrafią wzięli nas tutaj i zostawili? Ale... ale do odważnych świat należy... po półgodzinnej przeprawie, zaliczeniu kilku upadków, paru wypięć nart i wjechaniu raz w krzaczory, udało się - byłem na dole... Chwila odpoczynku i zastanowienia... i decyzja.. jedziemy na górę zjeżdżać dalej (w końcu nie zmarnuję tych 43 euro, które wydałem na sprzęt i bilet:P)... Tym razem pojechaliśmy stokiem "bardziej płaskim" (tak twierdził k0r3k - mylił się...), ile przekleństw poszło, ile narzekań, ile strachu... nie da się opowiedzieć... ale nas motywowali. Tym razem k0r3k został mi towarzyszyć, podpowiedzieć coś, próbował mnie nawet uczyć - efekt mierny, myśl: "Nie da rady, na nartach nie umiem i nie nauczę się jeździć... ale wywracam się dalej"... W końcu zjechaliśmy... ale przy innym ośrodku (a właściwie w innej części ośrodka)... Według co niektórych jedyna droga na nasz parking, to wyjechać na samą górę i zjechać innym stokiem... "Ta trasa jest jeszcze bardziej płaska... A na górze dodatkowo są piękne widoki, więc naprawdę warto" - twierdził k0r3k... Fakt - co do widoku miał rację... a stok - chyba on ma odwrotne pojęcie o tym, co to znaczy płasko:P
Na samą górę jechało się wogóle z 8 minut... już mi się nudzić zaczynało... tym bardziej, że jechałem wyciągiem sam (raz by mnie nawet wyciąg zabił... ale w końcu go okiełznałem... ;))... Dotarłem na górę i zaparło mi dech w piersi... i to po dwakroć... Po pierwsze: widok! - rzeczywiście piękny (może k0r3k sfocenie wrzuci). Po drugie: stromość... rzekł bym, że k0r3k nie miał racji z tym, że jest płasko... No ale - innej drogi nie ma... damy radę, bo kto jak nie my:P
Nie powiem - było interesująco - wiele upadków, ale upadać już umiem, wstawać też - do perfekcji to opanowałem... nauka skrętów na tym stoku to dla mnie awykonalne...
ale co tam... jazda na dół (z supportem Stefana - on został, udzielał rad, budował w nas motywację...).
Dojechaliśmy jakoś do miejsca, gdzie można było odbić na stok, którym jechałem jako pierwszym - okazało się, że całkiem nietrudny jest... jednak nauka poprzez rzucenie na głęboką wodę ma jakiś sens (wielkie dzięki dla k0rka:P)... faktem jest, że parę wywrotek zaliczyłem, ale tutaj już zacząłem dopracowywać skręty, kontrolę prędkości i ogólnie jazdę...
Zjechałem, i wjechałem znowu... a co... zostało mi przecież jeszcze 30 minut karnetu :)
Kolejny zjazd już całkiem mogę zaliczyć do udanych (jak na 3h jazdy na nartach) - bez rewelacji jeśli chodzi o prędkość, ale całkiem nieźle, jeśli chodzi o wypadkowość:P
W czasie całych 3h na stoku było wiele radości... zdarzały się momenty, gdzie leżałem na śniegu i śmiałem się, nie wiem z czego... chyba z tego, że znowu leżę:D
Później pojechaliśmy coś zjeść (kebab w Finlandii nie jest dobry - nie kupujcie tego tutaj)... później miało być spa... ale nie opłacało się płacić 14euro za godzinkę relaksu, więc udaliśmy się w podróż powrotną...
Kierowcą był k0r3k - tym samym, w "naszym" polo był sam rzeszów... dojechaliśmy na akademik po 2100 - szybkie telefony do babć :) (w końcu to był Dzień Babci - nie można o tym zapominać)...
Kąpiel i cała wiara poszła spać... a ja jak zwykle - siedziałem do późnych godzin nocnych... prowadząc zajmujące i bardzo ważne rozmowy... z przyjaciółmi (i nie tylko ;) )...
A rano - kolejny dzień... wolny od zajęć... czyli rano to będzie dla nas godzina 1300:P

//written by bisek

//added by k0r3k

No i tak to już się przyjęło, że Bisek pisze, a ja dodaje zdjęcia, dzisiaj jeszcze chcę dorzucić ze dwa zdania co to ja robiłem, jak zostawiłem Biska i innych początkujących na stoku "na pastwę losu";-) a poniżej prezentuję foty.
Podróż była długa ok 3h, się nudziłem okropnie, w celu zabicia nudy zająłem się robieniem zdjęć - auto świetnie się nadaje jako studio do autoportretów :D mam nadzieję już niedługo jakieś efekty zamieścić ;-)
Na miejscu przywdziałem buty i narty i ruszyłem na stok, faktem było, że otwarcie mówiłem, że narty mnie zbytnio nie bawią, no ale cóż może narty w Finlandii mają jakieś inne cechy więc też dlatego tam byłem. Pożyczony sprzęt okazał się bardzo dobry, po pierwszym wyjeździe na górę, trochę czasu pomarzłem przy początkujących próbując im sprzedać kila potrzebnych informacji - okres początkującego prawdę mówiąc jeszcze się u mnie nie zakończył, ale co wiedziałem to przekazałem. Temperatura i mało cierpliwości spowodowało, że zostawiłem ich sam na sam ze stokiem, trochę mi głupio było, no ale cóż... pojechałem pozwiedzać inne trasy na całym stoku. Udało mi się namierzyć najdłuższy wyciąg który prowadził do miejsca z bardzo ładnym widokiem. Z każdym przejazdem coraz więcej przyjemności miałem z jazdy, ale też było mi coraz zimniej. Później zabrałem beginerów z Biskiem na czele na ten najdłuższy stok... są bogatsi o nowe doświadczenia, część podłapała temat nart, a część się zraziła, no cóż, czasem nie dali się przekonywać, że stok w danym miejscu rzeczywiście jest płaski - mimo, że na to nie wyglądał...
Ostanie 1/2 godziny było dziwne - z jednej strony bardzo fajnie mi się jeździło i korzystałem z zalet nart karvingowych, z drugiej było mi tak cholernie zimno, że wkładając karnet do bramki za każdym razem miałem nadzieję, że już mnie nie puści. Jak udało się przejść cieszyłem się z następnego zjazdu...
Na całe moje szczęście wreszcie przygoda z zimnem się skończyła i mogłem chwilkę odtajać, aby później przetestować fińskie drogi :D bardzo ciekawe doświadczenie!
Tyle ode mnie, no jeszcze na zdjęcia zapraszam!


Nasza trasa - na narty na czerwono,
na spa z zeszłego tygodnia na zielono

Oto nasz bolid, którego miałem okazje poprowadzić

A oto drugi bolid, który poprowadził nas na stoki

Po drodze na narty mijaliśmy wiele fabryk chmur
z tego wywnioskowaliśmy, że Finlandia jest
jednym z największych eksporterów chmur na świecie


Jakoś tak nie mogliśmy początkowo z ogrzewaniem wycyrklować
i nam szyby z lekka zamarzały

A to już stok, dokładnie w tym miejscu mówiłem, że jest płasko - bo jest.

A tu już na górnej górze
A oto ekipa początkujących zadowolonych po pierwszym zjeździe!
Jako, że na głowie mam trochę włosów wszelkiego rodzaju
to przy temperaturze -23°C postanowiły trochę zamarznąć.

Poniżej kilka widoczków z górnej góry...



Sunday, January 21, 2007

Dzień trzynasty...

20 stycznia 2007...
I nastał dzień trzynasty... można by prorokować, że będzie pechowy... jednak proroctwo to by się nie sprawdziło...:P
Był to jak najbardziej szczęśliwy dzień... zaczęło się od pobudki... tym razem o 1330 :D - tak, tak, to nie pomyłka... dzień wolny = nie ma potrzeby się zdzierać o nie wiadomo której...
Czyli już jeden posiłek odpada - dzisiaj będzie tylko śniadanie i obiad:D
Jak już pisałem, wstawaliśmy... ale nie od razu... chyba z 30 minut nam zeszło... później szybkie blisko 40 minutowe śniadanko (dziewczyny już zdążyły wyjść na zakupy - ranne z nich ptaszki...:P)
Później podjęliśmy z k0rkiem męską decyzję... posprzątamy... ja łazienkę, on kuchnię... taka mała niespodzianka dla płci pięknej naszego mieszkania... jak pomyśleliśmy, tak zrobiliśmy...:D
Poszło nam to dosyć sprawnie... no ale była już godzina 1730:P
Trzeba było się zebrać w sobie i pójść na zakupy... przy okazji oddać butelki z wczorajszej imprezy...:P
W sklepie się okazało, że w Finlandii można żyć ze zbierania puszek i butelek... bilans wczorajszej imprezy - 5 euro na plus:D W związku z tym poczyniliśmy kolejną inwestycję - 12pack Olvi :)
Okazało się, że w sklepie są też "nasze" dziewczyny, a na kasie siedzi znana-i-lubiana kasjerka gimnazjalistka (dziewczyna wygląda na 15 lat:P)...
Zakupy i na akademik... niespodzianka się oczywiście udała... dziewczyny były bardzo zadowolone, aż obiecały, że nam obiad zrobią (co też się stało...)...
Godzina była taka, że należało udać się do sauny... na co sobotnie wygrzanie kości... tym razem było gorąco i parnie, czyli tak jak bobry lubią najbardziej...
Po saunie podjęliśmy kolejną męską decyzję - trzeba zrobić pranie:P Pozbieraliśmy rzeczy do prania i udaliśmy się z wesołą piosenką ("I love technology...") na ustach do pralni...
Jak się okazuje, pralka nie gryzie... nawet potrafimy chyba ją obsługiwać... sprawa prosta:
  1. Wywal rzeczy osoby, która poprzednio robiła pranie...
  2. Wrzuć swoje rzeczy...
  3. Zamknij drzwiczki od pralki (sprawa kluczowa, żeby rzeczy nie powypadały)
  4. Wsyp proszek (to jest trudne... nie wiadomo do której przegródki...)
  5. Wlej płyn do płukania (j.w.)
  6. Włącz pralkę (aby wyprać za darmo, trzeba wciskać START aż zaskoczy:P - taki tip jakbyście kiedyś do tej samej pralni trafili)
  7. Patrz jak kręci... (tym się zajął k0r3k)
  8. Jak wypierze - wyciąg rzeczy, chyba, że zrobił to ktoś, kto następny prał... :P
No więc pranie zrobione, się suszy jeszcze (teraz jest godzina 0126) - zaraz idę sprawdzić czy wyschło...
A w między czasie robienia prania (jak pralka wykonywała misję jej powierzoną, bez naszego nadzoru) spożyliśmy wyśmienite spaghetti bolognese, przygotowane przez Elę :)
Było naprawdę dobre (a twierdziła, że nie umie robić spaghetti)...
A jutro, kto wie... może narty... :P
//written by bisek

Krajobraz po imprezie

Saturday, January 20, 2007

Dzień dwunasty...

19 stycznia 2007...
Piątek... Zajęcia zaczynamy o 1100 - dobra godzina, żeby się spóźnić jakieś 15 minut :) (zauważyłem, że w Finlandii częściej zdarza mi się spóźniać :P ). Zaczynamy od pasjonującego Marketingu... po paru godzinach jesteśmy wolni - wciągu zajęć nie dzieje się nic specjalnego... standardowo mi się nudzi... W przerwie na obiad pojawia się ciekawa opcja na niedzielę... można będzie połamać sobie nogi :P - szykuje się wyprawa na narty... Nie wiem gdzie, nie wiem jak, ale można pojechać... samochody mają być pożyczone z uczelni (u nas się tak nie da, a szkoda...), narty mają być pożyczone z wypożyczalni... jedyne co to trzeba zapłacić (bo pieniążków nie ma skąd pożyczyć:P) - szacowany koszt - 50 euro... w sumie ok... można zaszaleć... :P zobaczymy jak będzie...
Po zajęciach, jak co dzień - odrobina szaleństwa i powrotu do lat dziecięcych... dzisiaj k0r3k i Ela uczą mnie na czym polega rozhuśtywanie się na huśtawce... chyba złapałem o co chodzi :P (ale póki co nie walnąłem głową w lód... ale może to i lepiej:) )
Hmmm wróciłem na akademik, ale nie dane mi było się zasiedzieć... poszedłem od razu do Poznania... z darem... z darem Internetu... była kwestia pokonfigurować wszystko, popodpinać - generalnie miało działać... planowany czas pracy: 15 minut... w efekcie: 40 minut... nie wziąłem pod uwagę nieprzewidzianych (w sumie jak mogłem wziąć je pod uwagę, jak były nieprzewidziane) okoliczności i zdarzeń... albo niezainstalowana karta sieciowa, brak sterowników, brak aktywowanej usługi połączeń... dałem rade... i po 40 minutach usłyszałem pięć razy "Dzięki wielkie" i poszedłem się zdrzemnąć:P
Wieczorem szykowała się mała impreza.... niestety się nie odbyła...
Odbyła się za to Duża Impreza... w naszej kuchni mieści się 18 osób... (11 Polaków, 1 Słowak, 1 Niemiec, 6 Finów - chyba... bo kto by ich zliczył)... okazuje się, że mamy ok 12 miejsc siedzących i 6 stojących (w sumie stojących by się jeszcze parę znalazło)... a zaznaczam, że stołu z kuchni nie wynieśliśmy:P
no i tak się impreza potoczyła, że Finowie wyciągnęli nas na miasto... poszliśmy do nielubianej (ze względu na muzykę) przez nas knajpy - Mustaleski... wytrzymaliśmy tam ok 2h... swego rodzaju rekord... a później we trójkę (razem z Pawłem z Poznania) udaliśmy się w drogę powrotną do akademika... jeszcze parę godzin gadania i położyliśmy się o godzinie 0400... dziewczyny wróciły o 0406... :P
Wynik imprezy: znamy już parę osób z akademika (niektórzy bardziej znają, inni mniej, ale znamy...)... okazuje się, że jednym z naszych sąsiadów jest Wille - gość, który półtora roku temu był w Rzeszowie na Erasmusie... świat jest jednak mały...:P
//written by bisek

PS I udało mi się nadrobić zaległości... teraz kwestia tego, żebym sobie nowych nie narobił... :P

W Finlandii Bisek odrabia zaległości w spaniu z całego swojego życia,
a na pewno ze studiów ;-)


A to nawet nie połowa wszystkich imprezujących...

Dzień jedenasty...

18 stycznia 2007...
Czwartek... tzw. Torstai (po tutejszemu)... Dzisiaj nie ma laby - trzeba iść na zajęcia... Ja ik0r3k mamy luzik - dopiero na 1100, dziewczyny trochę gorzej - na 0800... Całe szczęście, że ja i k0r3k robimy drugi semestr Cisco... dziewczyny pierwszy, to muszą wcześniej wstać...:P
Oczywiście na zajęcia się chwilę spóźniamy - parę minut zaledwie... Stefan troszkę więcej ;) więc my i tak wydajemy się punktualni...
Jednak na Marketingu siedzimy tylko do 1200 - wtedy zaczynają nam się zajęcia z Cisco - co jest niewątpliwie ciekawsze... Cisco zajęło nam 15 minut... dopisano nas do kursu, obiecaliśmy nadrobić zaległości i jesteśmy wolni... korzystamy z wolności i siedzimy na necie... niestety słabo zakamuflowani, przez co jesteśmy zmuszeni do powrotu na zajęcia u Stefana... bo nas spotkał i się spytał czego nie jesteśmy na drugich zajęciach :P
Korzystając z obecności na Uczelni idziemy do Veikko Brax'a zapytać o jakieś zajęcia z grafiki - i bingo... są i możemy chodzić... kiedy? - oczywiście w czwartki o 1200.
nie ma to jak trzy różne zajęcia w jednym czasie... ale damy radę... na marketing będziemy nie chodzić, na Cisco troszkę, a 3d graphic and animation zaliczymy projektem i jakoś będzie... :P
W czwartki mamy też mieć fiński (tylko w tym tygodniu był w poniedziałek) ale to dopiero od przyszłego tygodnia...
Po uczelni standard - huśtawki i jakieś małe zakupy na mieście:P
Wieczór - standard - Internet, pogaduchy przy stole w kuchni - normalne studenckie życie...
A w planach mieliśmy wizytę na siłowni i saunę... ale plany mają to do siebie, że nie wypalają...
Siłownia - k0r3k się zagadał, a mi się nie chciało i się zrobiło za późno na ćwiczenia ze sztangami:D
Sauna - myśleliśmy, że jest do 2200, a była do 2100... poszliśmy o 2115 - już był piec wyłączony, więc nie było sensu wchodzić nawet - chyba, żeby się przeziębić :P
Ja poszedłem spać standardowo - ok 0300 (czas spędziłem jak zwykle - na bardzo miłych pogaduchach...). Reszta troszkę wcześniej się położyła...

//written by bisek

Dzień dziesiąty...

17 stycznia 2007...
Kolejny dzień, jednak ze względu na moją opieszałość w uzupełnianiu bloga dzisiaj (a dziś jest sobota) niewiele pamiętam co się działo w środę...
Na pewno był to dzień wolny, na dodatek mieliśmy już internet, jedyne co było do zrobienia to uzupełnienie okablowania (misja zakończona powodzeniem). Prawdopodobnie byliśmy też na huśtawkach - od wtorku chodzimy na nie codziennie... ubaw jest zawsze przedni :)
Jak sobie coś jeszcze przypomnę, to dopiszę... na razie nic mi do głowy więcej nie przychodzi... :P

//written by bisek


//added by k0r3k
Na pewno byliśmy na huśtawkach i dopracowywaliśmy techniki huśtania się na różne sposoby,
popatrzcie tylko na zdjęcia i oceńcie jak nam to wychodziło,
niestety część sprzętów, które mogłyby dostarczyć wiele radości jest zamarznięta :(






Thursday, January 18, 2007

Dzien dziewiaty...

16 stycznia 2007...
Hmmm male opoznienie mam w pisaniu, ale to dlatego ze czasem mi sie nie chce:P
W sumie co sie moze dziac we wtorek... sama nuda - wyklad ze Stefanem... no i zaczal sie od tego, ze przez 45 minut przypominalismy sobie to co bylo w zeszlym tygodniu... nie to zebysmy nie pamietali, ale Stefan i tak nam przypomnial:P
Pozniej sypnelo sie lawinowo - najpierw szybki wstep teoretyczny, no i taski - tym razem magia rysunku, moglismy sie wykazac plastycznie w czasie wykonywania (jak by to okreslili niektorzy projektowania) wykresow, ktore przedstawialy bardzo wazne zaleznosci pomiedzy roznymi rynkami i produktami z roznych krajow... bardzo zajmujace zajecie, tym bardziej ze kazda z trzech grup miala prawie dobrze, mimo, ze rysunki zadnej z nich sie nie pokrywaly :P ale widac wszystko zalezy od interpretacji :D
Po zajeciach byl obiad, a po obiedzie byla Bardzo-Wazna-Wyprawa po sprzet umozliwiajacy nam rozdzielenie sygnalu internetowego na wszystkie kompy na mieszkaniu, a tym samym zminimalizowanie kosztow posiadania internetu. Sprzetem tym byl oczywiscie switch i kilometry kabli... wszystko to kupilismy w sklepie PPO, i oczywiscie od razu przetestowalismy - dziala... wszyscy sa szczesliwi... internet jest tani :D
Wieczorem sie nie dzialo nic szczegolnego - sauna, pare piwek, nieudana wyprawa na sale gimnastyczna... K0r3k polozyl sie wczesniej, ja troszke pozniej... Dzialaja nam komunikatory, wiec sie komunikuje... z pewnymi osobami i zwykle rozmowy sie przeciagaja... niemalze do rana ;)

//written by bisek

//added by k0r3k

Ja dodam, że Bardzo-Ważna-Wyprawa rozpoczęła się od zwiedzenia i przetestowania placu zabaw zaraz obok uczelni :D Było tam kilka "przyjemnych" sprzętów, jak huśtawki, zjeżdżalnie czy takie tam inne szmery bajery. Jak to na nas przystało zaczęliśmy zaraz testowanie wszystkich sprzętów :D całkiem całkiem te fińskie zabawki. Bisek już się cieszy na zabawę!Przetestował zjeżdżalnię, z czego nie do końca był później zadowolony :D
za to huśtawka na sprężynie dostarczyła nam wiele radości
te tradycyjne testowaliśmy na wiele możliwych sposobów
głową w przód...
... i głową w dół
w dalszej części podróży, Ela bardzo uciekała Biskowi przed obiektywem,
nie ma jak męska solidarność :D zrobiłem unik i już Bisek miał Ele na zdjęciu!
A tu już fota "z biodra" zrobiona fińskim staruszką,
tak, żebyście widzieli jak wyglądają w Finlandii.