Monday, February 26, 2007

Dzień czterdziesty dziewiąty...

25 lutego 2007...
Dzisiaj niedziela - wstajemy więc "normalnie", w naszym przekonaniu - czyli ok. 1300...
Dzisiaj ma do nas przyjść Igor na obiad, a właściwie na kolację... Trochę się z nim wkopaliśmy, ale cóż... czasem jest całkiem wesoło... czasem trochę się nam z nim nie chce siedzieć... ale ogólnie OK...:P
Ale powoli - obiad dopiero o 1800... Jak już wstaliśmy, to wziąłem prysznic, zjadłem jakieś śniadanie i do godziny 1500 się opierniczałem (jak każdy na mieszkaniu:P)... O 1500 wpadliśmy (a właściwie Kasia) na pomysł pójścia na spacer (ekipa: Kasia, k0r3k, Gerrit i ja)- dzisiaj jest świetna pogoda na to, temperatura -9 st. C, czyste niebo... Więc poszliśmy w kierunku północno-wschodnim... a że łażenie po chodnikach jest w sumie nudne, to wybraliśmy za trasę ścieżki do biegówek, a później terenową ścieżkę przez las... Było bardzo fajnie, nigdzie nie trzeba się było spieszyć, można było pooddychać świeżym powietrzem, pogadać... po prostu niedzielny spacerek:)
Po powrocie dziewczyny zajęły się przygotowywaniem obiadu, a ja i k0r3k poszliśmy szybko "nauczać" chłopaków z Poznania na CISCO... Nauczaliśmy ich, czyli mówiliśmy jak się kombinuje, żeby zdać, gdzie szukać odpowiedzi, jak wogóle zdaje się CISCO:P
Ok. 1800 przyszedł Igor... z podarkiem importowanym z Rosji... no i obiadowaliśmy... i piliśmy podarek - całkiem niezły, jakaś regionalna wódka, ale dobrze, że jej dużo nie miał...
Obiado-kolacja trwała do ok. 2100... No i później wymyśliliśmy, że można zagrać w erasmusowym gronie w Mafię... Organizacją gry zajęliśmy się ja i Ela... poszło nam dosyć sprawnie... w grze uczestniczyli Grecy (Nick, Harris i Panos), Niemcy (Gerrit i Stefan), Andries, Paweł, k0r3k, Kasia, Ela i ja... i było prześmiesznie... Najbardziej przebojowi byli Grecy z Harrisem na czele:P (co gość dawał, to tego się nie da opowiedzieć...). Graliśmy do godziny 0000... i w sumie ja bym mógł jeszcze siedzieć (w piwnicy, bo tam graliśmy), ale rano na zajęcia, część poszła, bo była zmęczona i wogóle tak jakoś się złożyło...
Ja oczywiście jeszcze siedziałem do późnych godzin nocnych... ok. 0330 położyłem się spać... W między czasie jeszcze pogadałem z bobrem, Masayem i wogóle coś tam się działo mało kreatywnego...
...a poniedziałek zaczynał się dla mnie o 0730...

//written by bisek

Sunday, February 25, 2007

Dzień czterdziesty ósmy...

24 lutego 2007...
Dzisiaj wstajemy baaaardzo późno (przynajmniej ja:P)... dopiero ok. 1400 - a co, w końcu leniwa sobota dzisiaj:D
Budzę się i stwierdzam, że dzisiaj mi się nic nie będzie chciało:P, ale tak totalnie... Ale nic to. Wstaję, idę pod prysznic (może to coś pomoże:P)... jemy z k0rkiem śniadanie (jeśli można nazwać posiłek ok. godziny 1500 śniadaniem) i nie robimy nic...
Jakaś drzemka, gra w diamenciki, sprawdzanie poczty (maniakalne wręcz - ale to nasz nałóg i się nie da z tym nic zrobić), troszkę książki... i leci, powoli i jak zwykle soboty:P
Ok. 1700 przyszedł Igor - bo chce iść z nami na saunę... no to OK - zebraliśmy szybko standardową ekipę i poszliśmy... dzisiaj czułem się lekko rozbity - nie wiem, może po nieprzespanej nocy, a może za długo spałem... No ale wysiedziałem w saunie swoje, później Igor zaglądnął do nas (nie dając nam się uczyć) na "parę" minut i tak leciało ... do 2000.
O 2000 zrobiliśmy z k0rkiem dzienną dawkę ćwiczeń i poszliśmy drugi raz na saunę... i tym razem lepiej mi się siedziało. Bardziej rozbudzony i wogóle... można było w spokoju po polsku pogadać ;)
Po saunie padła propozycja gry w pokera... trochę mi się nie chciało, ale pokera zawsze trudno odmówić, więc poszedłem na jedną grę... Było nas dosyć dużo - przyszli Niemcy, Grecy... no i standardowo Gerrit, Andries i nasza czwórka. Gra się chwilę ciągnęła, ze względu na dużą liczbę grających... Ja jak zwykle szybko przegrałem wszystko i byłem wolny - robiłem zdjęcia, poszedłem sobie po herbatę, zagrałem z k0rkiem (który odpadł jako drugi) w ping-ponga (jak zwykle przegrywając;) )... no i zleciało do 0030... wtedy sie rozeszliśmy...
Na mieszkanku zjedliśmy z Elą jeszcze po kanapeczce, pogadaliśmy chwilę i rozeszliśmy się do swoich legowisk:P...
...bo jutro nas czeka nudna niedziela:P

//written by bisek

Dzień czterdziesty siódmy...

23 lutego 2007...
...dzisiaj na 1000... na zajęcia z Rosjaninem... a później - od 1100 - miał być Ossi...
Po godzinie u Rosjanina załatwiliśmy sobie, żeby zostać na jeszcze jedna godzinę (takie dzielenie czasu - połowę u Igora, połowę u Ossi'ego...:P)... ale Ossi się obraził, więc cały dzień zajęciowy byliśmy na Intercultural Communication... i w sumie dobrze, bo te zajęcia coś wnoszą w nasze studenckie życie - jakiś pozytywny akcent, nie to co Ossi'ego:P
Po zajęciach zawijka na akademik i lenistwo - jak zawsze w piątek po południu. Sprawa lenistwa wogóle zaczyna mnie przerażać - coraz więcej jest go w naszym życiu, i coraz bardziej się zadomawia... Wieczorkiem jesteśmy ustawieni na imprezę z Igorem. Siedzi tutaj sam i się mu trochę nudzi, więc dzisiaj ma przyjść na before-party do nas, a później mamy iść na kolejną beznadziejną imprezę do Mustaleski:P
Zaczęło się ok. 2120 - o tej przyszedł do nas Igor, posiedzieliśmy chwilę, wypiliśmy herbatę i przenieśliśmy się do piwnicy. A tam, jak się okazało, była największa dotychczas erasmusowa impreza. Było 11 Polaków, 6 Niemców, 3 Greków, 2 Hiszpanów, 1 Holender no i 1 Rosjanin, co daje łącznie 24 osoby... jednym słowem "wow"... ;)
Imprezka jak zwykle - jakieś piwko, kanapeczki (przygotowane przez dziewczyny z Poznania ;) ), Metaxa (przyniesiona przez Greków), ping-pong i jak zwykle masa gadania i wymyślania głupich pomysłów (działka moja i Gerrita). Jednym z głupszych pomysłów był konkurs na wytrzymałość telefonów komórkowych (muszę przyznać, że ciekawy... no i dalej mam telefon, czyli nie przegrałem:P).
Ok. 0000 zebraliśmy się do Mustaleski. Dzisiaj wielka atrakcja - ma występować zespół taneczny "Players" (złożony z fińskich "piękności"). Ja podchodziłem do tego z rezerwą - nie wierzę w fińskie piękności:P No i dzięki temu się nie rozczarowałem - dziewczyny nie miały synchronizacji, tańczyły ot tak sobie, ba... nie były nawet ładne. Więc ogólnie porażka. Jak zwykle w Leski było za głośno, i muzyka nie taka jak być powinna:P (k0r3k nie poszedł i dobrze zrobił).
No ale wytrwałem do końca, bo nie było z kim wcześniej wracać, i dopiero ok. 0400 wróciliśmy do naszego mieszkanka. Jeszcze chwila rozmów, zastanowienia się czy czegoś nie zjeść i poszliśmy wszyscy spać...

//written by bisek

Coraz większa mieszanka...

z ping-pongiem w tle

Friday, February 23, 2007

Dzień czterdziesty szósty...

22 lutego 2007...
Ehhh... czas leci... już czwartek... Zajęcia na 1100 - w sumie ok, bo można chwilkę pospać ;)
Ale co jest mało ok, to to, że z Ossi'm zaczynamy:/
Dzisiaj prezentujemy te prezentacje co wczoraj robiliśmy... Naszą prezentował jeden z Finów - Aki... nawet mu to wyszło, chociaż mogło lepiej. Ale o 1200 poszliśmy na grafikę 3D, dzięki czemu mogliśmy się cieszyć wolnością od Ossi'ego:P Do godziny 1430 tylko, bo o tej się nam grafika skończyła, ale zawsze to coś:P (zreszta zajęcia u Ossi'ego też się już skończyły).
Dostaliśmy kolejną prezentację do zrobienia :P - szalony ten Ossi. Ale jakoś damy radę...
Poszliśmy na akademik i standard czwartkowy - spanie, odpoczywanie, marnowanie czasu... (a właśnie, na fiński dzisiaj nie poszliśmy, bo się nam nie chciało:P [czyt. byliśmy zmęczeni])... Ok. 2000 sauna... dzisiaj nam Andries oddał krzesło (to co złamał podczas czekania na zorzę:P) - czyli mamy już komplet czterech krzeseł w kuchni ... W saunie tłoczno strasznie było: Joyksa, Gerrit, Thilo, Andries, k0r3k, ja, i trzech nowych Niemców (Stefan, George i Frank... bo Chris nie chodzi, ale może to i dobrze:P)...
Ale daliśmy radę:P na zewnątrz temperatura -23 st. C, więc można było nawet dzisiaj się chłodzić przed akademikiem :)
Po saunie znowu lenistwo:P i troszkę pracy nad nową prezentacją, ale tylko troszkę...
A jutro dzień zaczynamy ok. 0900...

//written by bisek

Dzień czterdziesty piąty...

21 lutego 2007...
Dzisiaj dzień zaczyna się dla nas bardzo wcześnie - o godzinie 0700. Tak wcześnie, bo zajęcia zaczynają nam się o 0800. Dzisiaj na "scenę" wkracza nowa postać - Rosjanin Igor (nazwiska nie pamiętam)(k0r3k - tak jak w komentarzu Krasnov). Mamy z nim bardzo interesujące zajęcia pt. Intercultural Communication. Zagadnienie ciekawe, prowadzenie zajęć też nie usypia... no może poza dniem dzisiejszym - bo na 0800 to jest przesada :P Ja usypiałem, chociaż tematy ciekawe się pojawiały :)
Ale generalnie bardzo na plus te zajęcia. Niestety o 1000 musieliśmy iść na zajęcia z Ossi'm - znowu nuda... Dzisiaj podzielił nas na grupy międzynarodowe i kazał pracować nad beznadziejną prezentacją - nie widzę sensu tego, no ale cóż...
Po powrocie na akademik zaczęło się zwykłe leniuchowanie - do godziny 1730 - o tej poszliśmy na imprezę organizowaną przez wydział inżynieryjny tutejszej uczelni :)
Świetna imprezka była. Zaczęła się od zabaw na śniegu - najpierw gra w piłkę nożną, a później zjeżdżanie z górki. Tutaj był konkurs, który mi się udało wygrać :P - chodziło o to, żeby pojechać jak najdalej no i mi się udało:P (dzięki temu mam pizzę za darmo - ale jeszcze nie byłem jej spożyć)...
Później przenieśliśmy się do takiej fajnej miejscówki - kominek, sauna, bar, wszystko na wysokim poziomie. No i się zaczęło - od gorącego soku (na rozgrzanie)... później poszliśmy na saunę - było trochę ludu, ale było wesoło i ciekawych rzeczy się można było dowiedzieć (np. jakie to uczucie kąpać się w przeręblu:P). Po saunie część osób piekła kiełbaski, część piła piwo, a reszta gadała (niektórzy łączyli te aktywności i wykonywali je w tym samym czasie:P)... Później było rozdanie nagród z konkursów na śniegu... no i dalej gadanie, kiełbaski, piwo... Zebraliśmy się z k0rkiem ok. 2300... no i poszliśmy marnować czas na akademiku ;)
I w końcu jak zwykle się położyliśmy...

//written by bisek

// dodane przez k0rka

Się Biskowi jeszcze zapomniało napisać, że był jeszcze jeden konkurs w części na świeżym (i jakże mroźnym) powietrzu - "Pimp my Pullka" - konkurs na najbardziej odpicowane sanki. Tak się złożyło, że do konkursu zostały zgłoszone tylko jedne sanki, także nie było najmniejszych problemów z wyłonieniem zwycięzcy.

No to teraz moi drodzy będziemy grać w piłkę!

i zaczęło się... Gerrit przy piłce

ostra walka w centrum boiska

czy uda się przejść k0rk0wego obrońcę

zażarta walka trwa!

Po zabawach na śniegu cała ekipa zabiera się do imprezowni.

Finowie na rowerach robią różne nieprzewidziane rzeczy
jak wjeżdżanie w zaspy na przykład

Drogi było kawałek

A tu ekipa międzynarodowa

Każda napotkana większa zaspa była wykorzystywana do różnych celów

bardzo różnych...

A tu już na miejscu, wszyscy bardzo weseli

Ogłoszono wyniki...

no i Bisek poszedł odebrać nagrodę

pogratulować!

A tu już zwycięzcy "Pimp my Pullka"

Gerrit i Andries przy kominku

Z Gerrita to straszny głodomór, znów przy kominku z kiełbaską.

Tuesday, February 20, 2007

Dzień czterdziesty czwarty...

20 lutego 2007...
...czekał... i zaczął się jak dla mnie za szybko - o godz. 1140 - stanowczo za krótko spałem, niewyspany, niezadowolony z efektów pracy w nocy wstałem, bo trzeba było iść na zajęcia...
Dzisiaj będzie OK... mamy fotografię - to jedne z zajęć, które z k0rkiem tutaj bardzo lubimy (myślę, że to ze względu na to, że nas interesują i że prowadzącym jest MH)... Śniadania nawet nie próbujemy przetrącać... nie ma na to czasu - trzeba iść, zjeść na Uczelni, i na zajęcia...
Obiad niespecjalny - najbardziej pasowały nam pomarańczki :) - wogóle świetny pomysł tutaj mają z owocami... praktycznie do każdego obiadu jest jakiś owoc :)
O 1300 zaczyna się nam fotografia - dzisiaj dwa zadania: wykonać zdjęcie reklamowe w studiu (na stoliku bezcieniowym) oraz znaleźć na uczelni lub poza nią miejsce "z dużą dynamiką światła" i zrobić tam zdjęcia (duża dynamika światła = różnica 6 i więcej skoków przesłony między miejscem ciemnym na zdjęciu a jasnym). Generalnie temat dotyczył HDR. Zagadnienie ciekawe, nowe doświadczenia... Oczywiście uwinęliśmy się dosyć szybko (jakieś 60 minut na całość) i już siedzieliśmy w pracowni komputerowej, żeby poskładać HDR w Photoshopie... Efekty wyszły różne, ale HDRy mają w sobie coś dziwnego, coś co pociąga, zastanawia...
Dzisiaj także dostaliśmy wytyczne do naszego fotograficznego portfolio (jest to sposób zaliczenia zajęć z fotografii) - przynajmniej siedem zdjęć, temat główny: "Hope awakness"... ciekawy, jeszcze się nie zastanawiałem, ale na pewno coś wymyślimy ciekawego... (zdjęcia mają być na zewnątrz, w studiu, reklamowe - pełen przekrój...)
Po fotografii poszliśmy na akademik - nic nowego:P, trochę się poleniliśmy, ja pospałem chwilę... no i trzeba było iść na saunę, a później znowu jakoś czas sobie zająć... i tak minął kolejny dzień w Yliviesce...

//written by bisek


//a ja jeszcze coś dodam
k0r3k


W drodze powrotnej z uczelni zrobiłem kilka zdjęć co by można było zobaczyć jak np. wyglądają domki w Finach. Słońce tutaj też za wysoko nie wschodzi nawet w środku dnia, także rzucamy sympatycznie długie cienie, z którymi można się nawet fajnie pobawić ;-)

W Finach w Yliviesce jest dosyć dużo takich domków...

...i jeszcze więcej śniegu przed tymi domkami.

A tu Fińskie cienie i Fińczyk na rowerze z kijem do unihoca!

Dzień czterdziesty trzeci...

19 lutego 2007...
dzisiaj idziemy na 14... znaczy się na 13 bo trzeba by obiad przed zajęciami wtrącić ;) Ja znowu dzisiaj daty pomyliłem - myślałem, że jest 20:P... ale k0r3k z Elą wyprowadzili mnie z błędu...
W sumie jedyna sprawa ważna do załatwienia dzisiaj to zdanie CISCO... ale jesteśmy dobrej myśli.
Jak wstaliśmy to okazało się, że nie ma chleba na śniadanie - to poszedłem do sklepu... w sumie daleko nie ma, to czemu nie... od razu kupiłem KiloMysli, czekoladę i herbatę :P a co sobie będę żałował:P
Oczywiście FinalExam poszedł nam dosyć gładko (obaj zaliczyliśmy na ponad 90% - starym liderskim sposobem ;) )... Później posiedzieliśmy chwilkę na zajęciach z Niemcem... i już zawijka na akademik - szykować się na trening, bo dzisiaj pierwszy raz idziemy na trening UniHoc'a :D:D - w końcu jakiś ruch, jakaś zabawa, coś co nam pozwoli się rozładować, wyżyć i wogóle nastawieni jesteśmy bardzo pozytywnie do tego wydarzenia:D
O 1900 zaczyna się trening, więc 1845 to godzina "zero" dla nas - wtedy idziemy zmotać jakieś rowery (jeden od Niemców, a drugi od Joyksy - albo jakoś tak, bo nie ogarniam tych fińskich imion:P)... no i znowu ciekawa przejażdżka na mrozie... dzisiaj tylko -20, więc nic nam nie zamarza (poza broda k0rka)...
Na miejscu okazało się, że nawet są dla nas patyki... na nieszczęście mieli tylko dwa lewe (a ja gram prawym, więc strasznie kaleczyłem)... ale i tak byliśmy happy:D
Graliśmy całe 90 minut (zmieniając się jak ktoś był zmęczony)... wynik nie jest ważny - nie liczyłem punktów, k0r3k też chyba nie... - ważna jest gra i drużyna... Okazało się, że chłopaki (i dziewczyna) grają czysto hobbystycznie, więc nie odbiegali jakoś strasznie poziomem od nas, czyli my też mieliśmy zabawę :D
Później powrót na akademik i... zakupy w drodze powrotnej: 2kg sera żółtego - żeby było do zapiekanek:P, a później dalsza droga i ...czas się wziąć za naukę:/ - do zrobienia mieliśmy strasznie głupią, nudną, nie-w-naszej-tematyce prezentację... przekopaliśmy się przez tony elektronicznego papieru, przeczytaliśmy masę opracowań, aż w końcu o 0500 coś miałem :P
Nie było to powalające (wielkie dzięki naszym dziewczynom - one to poprawiły, dopisały co trzeba, wogóle jestem im wdzięczny za to jakie są:P), ale było... a ja już padałem na klawiaturę więc sobie odpuściłem i poszedłem spać... a następny dzień już czekał...

//written by bisek

Dzień czterdziesty drugi...

18 lutego 2007...
heh... lazy niedziela:D = jeszcze późniejsze wstawania, bo wczoraj była pracowita noc... bałwanek stoi :P
Dzisiaj nie ma totalnie nic do roboty - można by udać się na mecz hokeja, ale jest -9 st. C - nie chce się nam wychodzić... Po prostu zmarnujemy ten dzień na nauce - bo jutro mamy "ważny" egzamin - FinalExam z CISCO sem. 2... ale co byśmy mieli nie dać rady... tylko troszkę trzeba się pouczyć...
Poszliśmy spać jak zwykle późno, ale dzień był naprawdę nieciekawy, więc się nie będę rozwodził... ;)

//written by bisek

Sunday, February 18, 2007

Dzień czterdziesty pierwszy...

17 lutego 2007...
Weekend... a weekend oznacza spanie do późnych godzin... dzisiaj dzień zaczął się dla mnie dopiero ok. 1400... bo już musiałem wstać, bo nie dało się leżeć...:P Jakieś śniadanko, coś tam przy kompie - generalnie dzień zleciał na niczym (czyt. trochę się uczyliśmy...).
Ok. 1930 poszliśmy na saunę. Wogóle dzisiaj jest strasznie ciepło: -1 st. C, w związku z czym w saunie umówiliśmy się z Gerrit'em i Andries'em na Moonlight Snowman Designing... czyli niemalże najzwyklejsze lepienie bałwana (prawie, bo najmłodsza osoba lepiąca miała 21 lat, a to nie do końca uznawane jest za normalne...)
No więc jak tylko było blisko 0000, zebraliśmy się i poszliśmy lepić... Zaczynaliśmy w składzie Gerrit, Andries, Chris (jeden z nowych Niemców) i ja... I ulepiliśmy tzw. "The ugly one" - czyli bardzo brzydki prototyp finalnego produktu... Później doszła jeszcze Ela i zaczęliśmy lepić "tego prawdziwego"... w związku, że za dużo kulek to nie dobrze dla bałwana, ja w między czasie ulepiłem takiego małego "stołowego" bałwanka... Oczywiście kulki nie wyszły idealne, w związku z czym spędziliśmy z Elą masę czasu na dopracowywaniu naszego idealnego stworzenia:D
Ogólnie sama budowa bałwana trwała 2,5h - była to bardzo ciężka, rozgrzewająca i wymagająca precyzji praca... Na koniec doszedł jeszcze k0r3k - pomagał dokończyć bałwana, a także wykonać dla niego podest, wieżyczki i lodowisko... tak, tak... zrobiliśmy nawet lodowisko :P
Do celów stworzeniowych używaliśmy masy narzędzi - jakże wyszukanych i jakże prostych - począwszy od pudełka po pizzy wygrzebanego z kosza na śmieci, poprzez szufelki, zmiotki, latarki czołówki, kijki... skończywszy na samym koszu na śmieci (który był formą do wieżyczek:P)...
Wogóle atmosfera przy tworzeniu była kapitalna... z drutów elektrycznych i drzew się sypał śnieg... Gerrit oczywiście jak tylko zobaczył sypiący się świeży puch rzucał wszystko i leciał, aby zostać zasypanym... aż zorganizowaliśmy mu sztuczne zaśnieżanie:P
Ok. 0300 stwierdziliśmy, że dzieło wygląda wystarczająco idealnie, więc poszliśmy się ogrzać do mieszkań... Efekt: przemoczone buty, mokra kurtka, koszulka (w której pracowałem, bo kurtkę miałem tylko na początku), nie wspomnę o skarpetkach... ale za to wielka duma i radość, ze stworzonego dzieła:D
Znając życie, to jutro będzie walka na śnieżki, i pewnie jeszcze coś ulepimy, bo w końcu teraz jesteśmy prawdziwymi mistrzami w tym fachu... ;)
Wycięczeni ciężką pracą ok. 0500 udaliśmy się na zasłużony odpoczynek :)

//written by bisek

Gerrit i "The ugly one"

Bisek przy pracach wykonczeniowych.

Zaawansowana produkcja słupków śniegowych.

Bisek ze swoim maluszkiem.

Wreszcie się mu udało zostać zasypanym przez śnieg z drzewa.

Jeszcze tylko kilka wiader wody na plac defilad i będzie gotowe.

i już jest

Zespół inżynierów śniegu razem ze swoim dziełem.

Saturday, February 17, 2007

Dzień trzydziesty dziewiąty...

/*
wyjątkowi i wspaniali udostępniamy Wam - naszym wyjątkowym i wspaniałym czytelnikom - kolejny odcinek naszego bloga (pisanego przez życie - dzień po dniu...).
Jednocześnie zaznaczam, że to "opóźnienie" nie jest spowodowane naszym lenistwem, niechęcią do pisania, czy też tym, że umarliśmy albo polujemy na renifery...
Fakt leniwi jesteśmy (przynajmniej ja tutaj), ale chęć do pisania mam, ba... nawet żyjemy i mamy się dobrze... a na to, żeby zapolować na renifera jest za zimno...
Po prostu chcemy, żebyście wykazali się i Wy - nasi wyjątkowi i wspaniali czytelnicy - zatem zapraszam do komentowania. (Brak komentarzy = brak postów... :>)
bisek i k0r3k
*/

15 lutego 2007...
Dzisiaj na 0900... jak zwykle się ciężko wstaje... ale co tam - dzisiaj ostatnie zajęcia z Marketingu - będzie wystawianie ocen, więc trzeba być... O dziwo nawet się nie spóźniliśmy na zajęcia - nie wiem jak to się stało, ale jakoś się nam udało. Oczywiście zajęcia były średnio ciekawe jak dla mnie... Zaczęło się od dyskusji z Finami na temat zachowań polskich/fińskich negocjatorów - dosyć interesujące to było i jakoś czas do pierwszej przerwy zleciał... O 1200 jak zwykle w czwartek zaczynaliśmy CISCO i 3d... więc trzeba było się wcześniej urwać z marketingu, żeby zjeść obiad i pójść najpierw do Mikko, później do Ritty... Na grafice bawiliśmy się odbijającą się piłeczką - animowaliśmy jej deformacje w czasie lotu, odkształcenia, prędkość, no i oczywiście sam lot:P... Dosyć interesujące to było, ale byliśmy tylko na jednej godzinie, więc wiele się nie pobawiliśmy. Mikko za to dostarczył nam dzisiaj paru szczegółów dotyczących projektu, który będziemy robić na zaliczenie - nie wygląda to masakrycznie - proste domki do wymodelowania, właściwie mamy stworzyć osiedle składające się z ośmiu takich samych domków - łatwa sprawa, nie takie rzeczy się robiło... problemem może być silnik graficzny, który będzie to obsługiwał, ale naszym głównym zadaniem jest wygenerowanie siatek... Dostaliśmy także pozwolenie wejścia do studia fotograficznego - ale to będzie w piątek... Później udaliśmy się na CISCO... zostały nam trzy ćwiczenia do zrobienia - w sumie w jakąś godzinę, bez większych problemów uwinęliśmy się i ugadaliśmy się na Final Exam oraz na Skilla... w przyszłym tygodniu skończymy CISCO:D
No i trzeba było wrócić na zajęcia z Mariuszem Branowskim (czyt. na marketing)... Okazało się, że już jest etap wystawiania ocen, więc poczekaliśmy aż sobie wszyscy pójdą i poszliśmy z nim pogadać, jak wygląda nasza sytuacja... Mariusz od razu wpisał 5.0 (fińskie:P) - powiedział, że nie jesteśmy z branży, a i tak wnieśliśmy wiele w zajęcia, więc się nam jak najbardziej należy... No więc się ucieszyliśmy bardzo, podziękowaliśmy za współpracę i udaliśmy się na akademik... Reszta dnia zleciała szybko... o 1830 mieliśmy fiński - lekko się spóźniliśmy, ale wiele nie straciliśmy, bo była zabawa z alfabetem... No i udało mi się zaliczyć fiński... właśnie przez to, że umiałem alfabet:D - ale na zajęcia będę chodził dalej bo to fajna zabawa jest. Na fińskim dzisiaj było trochę słownictwa, liczebniki porządkowe, miesiące... Wszystko do nauczenia... jak zwykle - tylko trzeba przysiąść i się nauczyć ...
Po fińskim sauna w składzie standardowym... nic specjalnego się nie wydarzyło, zwykłe męskie rozmowy ;)
I tak minął dzień... położyłem się ok. 0300 (pierwszy chyba raz wcześniej niż k0r3k...:P)...

//written by bisek

Thursday, February 15, 2007

Dzień trzydziesty ósmy...

14 lutego 2007...
WalęTynki... tak - to dzisiaj jest ten dzień, który ani trochę mnie nie obchodzi:P
Wstaliśmy jak zwykle niezmiernie rano i od razu na Uczelnię...
A na Uczelni dzisiaj były zajęcia z kolejnym Niemcem - temat: "coś tam coś tam" (nie wiem co dokładnie, ale nic z informatyką, więc można było nie wiedzieć:P). Wydawało się, że będzie ciekawie... ale tylko się wydawało... jakoś nie mogłem siedzieć na tych zajęciach, szczególnie po obiedzie - najadłem się tak, że spać mi się cholernie zachciało no i co chwilę usypiałem...
Po zajęciach poszliśmy do second hand'u... w poszukiwaniu przebrań na piątek (mamy bal przebierańców - w końcu kończy się karnawał:P)... W sklepie tym było wiele radości - niestety nie mogę jeszcze zdradzić co kupiliśmy, za kogo się przebieramy itp... nie mogę, bo to ma być niespodzianka... Dowiecie się ok. soboty - wtedy może nawet będą jakieś zdjęcia:D
Tym sposobem na mieszkaniu byliśmy dopiero ok. 1700... Nie pamiętam nawet co robiliśmy... ale na pewno było ciekawie jak zwykle ;)
W każdym bądź razie dzisiaj zapowiadał się ciekawy wieczór - nowi Niemcy, nowi Grecy... mają też przyjść Hiszpanie:P Ale co tam... najlepsze jest to, że dzisiaj jest dzień wysokiej aktywności zorzy polarnej... zachmurzenie praktycznie zerowe... w związku z czym Niezależna Grupa Obserwatorów Zorzy Polarnej wkroczy do akcji:P Grupa składa się ze mnie, k0rka, Gerrita i Andriesa... Oczywiście jest mocno niekonwencjonalna i wogóle najlepsza w całej Yliviesce...
A oto szczegóły akcji:
  • punkt obserwacyjny - dach akademika A/B;
  • wyposażenie - aparat fotograficzny, kulki mięsne, musztarda, piwo, krzesła (sztuk trzy), rękawiczki, czapki, spodnie narciarskie, kurtki (sztuk pięć), i wszystko co może się przydać na dachu w zimną noc;
  • rozpoczęcie akcji: 2300;
  • zakończenie akcji: 0100;
  • warunki klimatyczne: temperatura: -25 st. C, zachmurzenie znikome, wiatr - zerowy chyba...
Sam opis akcji: rozpoczęliśmy od imprezy w piwnicy o 2200 czy jakoś tak... ale o 2300 cała grupa rozeszła się przygotować szybko do akcji... O 2305 byliśmy już na dachu i staraliśmy się określić kierunek północ... po wielu chwilach rozterek i kilku kłótniach doszliśmy do konsensusu... że będziemy obserwować całe niebo, a jak będzie zorza, to będzie wiadomo, że to północ (nie ma to jak być sprytnym:P)... I czekaliśmy... W czasie jak czekaliśmy przyjechało czterech Niemców (nowych), powitaliśmy ich z dachu, a później zeszliśmy żeby przywitać tradycyjnie naziemnie:P. Wprowadziliśmy ich do Andriesa i poszliśmy dalej siedzieć na dachu... czekaliśmy dalej ok. 1h... po której zaczęło się coś dziać... jak już zwątpiliśmy i ja byłem na dole, a Gerrit w połowie drabiny, Andries zawołał, że się coś pojawia (i to nie UFO...) więc był szybki powrót na górę... Później staliśmy kolejną godzinę przegryzając kulki mięsne z musztardą, i podziwialiśmy... coś się niby działo, ale mało wyraźnie i wolno, no ale... się działo... aż ok. 0045 zaczęło się szybciej przesuwać, mixować, zmieniać... szkoda, że tylko biało-błękitne to było, a nie bardziej kolorowe... ale o 0050 wogóle był wypasik, bo się pojawiło dosyć dużo i dosyć wyraźnie (coś takiego jakby mgła... ale to nie była mgła tylko światło:P)... (mamy zdjęcia... tylko Gerrit musi nam udostępnić, to wrzucimy)
O godzinie 0100 zeszliśmy z dachu i poszliśmy spać...:P

//written by bisek

Gerrit i Andries zaraz przed wejściem na dach

Andries z krzesłem na plecach wyrusza na dach.

Bisek na dachu

I k0r3k na dachu.

Obserwatorzy zorzy.
A oto i zorza, niestety nie mieliśmy statywu :|

Dzień trzydziesty siódmy...

13 lutego 2007...
Hmmm... dzisiaj mieliśmy na 0900... oczywiście z k0rkiem się lekko spóźniliśmy:P ale nevermind...
Dzisiaj mamy zajęcia o nazwie Product Simulation... brzmi nie wiadomo jak, czyli nie wiadomo co będziemy robić:P
Ale jak tylko się doturlaliśmy na Uczelnię, wszystko się wyjaśniło - dzisiaj będzie zabawa klockami LEGO®... Klocki te jak wiadomo to świetna sprawa, więc i zabawa będzie przednia:D
Okazało się, że będziemy projektować linię produkcyjna taśmy klejącej... klocki posłużą nam jako imitacje materiałów... Bardzo ciekawy sposób nauczania... bardzo... i bardzo przypadł nam do gustu...
W pierwszej "linii produkcyjnej" nie braliśmy z k0rkiem udziału (bo się spóźniliśmy)... ale w drugiej już było ok - byłem assemblerem (łączyłem półprodukty w produkt finalny i pakowałem je do pudełek)... a k0r3k był operatorem slittera (urządzenia do dzielenia klocków - z wielkich pięcioklockowych palet na pojedyncze klocki:P)... Zabawa przednia... i wogóle co ja będę pisał... sami kiedyś spróbujcie:P
W przerwie na obiad pomogliśmy Niemcowi poskładać klocki i po obiedzie znowu składanie:P
Tym razem w pełni zoptymalizowana linia produkcyjna... (ja i k0r3k na assemblingu:P)... i daliśmy radę... Generalnie chyba wszyscy się świetnie bawili :)
Po zajęciach poskładaliśmy Niemcowi klocki (on biedak myślał, że my mu chcemy pomóc z dobrego serca, a nam o jeszcze większą zabawę :P) i poszliśmy na zajęcia z fotografii... Na zajęciach było modzenie w photoshopie... szybko minęły i poszliśmy na akademik...
A później jak zwykle się nic nie działo... sauna (standardowo z Niemcami i Holendrem)... coś tam porobiliśmy i poszliśmy spać...

//written by bisek

Tuesday, February 13, 2007

Dzień trzydziesty szósty...

12 lutego 2007...
Dzisiaj poniedziałek - początek kolejnego tygodnia... chyba już piątego - jak wynika z moich wyliczeń (które zweryfikowałem z k0rkiem...)
Zajęcia zaczynamy o 1000 - jak dla mnie trochę za wcześnie:P Tym bardziej, że nie zapowiada się nic ciekawego - najpierw marketing, później Cross Cultural Management. Na marketingu zaczęliśmy od negocjacji (które przygotowywałem w nocy, po imprezie). Negocjacje trwały dosyć długo - mieliśmy ciężki orzech do zgryzienia - dwie Finki po stronie przeciwnej... Ale coś tam się udało (wogóle to mieliśmy być agentem na polski rynek firmy, która produkowała sprzęt do wycinania drzew...). Po negocjacjach był test - dosyć interesujący - można było mieć materiały, konsultować się (może nie do końca legalnie, ale jednak)... no i jakoś poszło, chociaż wyniku pewny nie jestem, bo mnie nie było na wszystkich zajęciach (bo miałem inne w tym samym czasie), a na części zajęć spałem (i tu też mamy z k0rkiem wytłumaczenie - marketing to nie jest to co informatycy lubią najbardziej...:P)...
No i teraz czas na Cross Cultural Management... z Ossi'm Pavaleinenem (w skrócie nazywanym przeze mnie i k0rka "pavulonem"). Zajęcia nie powiem - prawie ciekawe (prowadzone przez Niemca - gościa zaproszonego przez Ossi'ego)... prawie, bo gadaliśmy o etyce, ale o etyce w kontekście przedsiębiorstwa, a zeszło wogóle na ekologię :/ Nuda... do 1800.
Później koniec zajęć i powrót na akademik - przez "centrum", bo musieliśmy kupić ser:P
No i później normalny wieczór - siedzenie przed kompami, drzemka, książka...
Ok. 2300 zaczęliśmy pisać esej, na zadanie (ten o Minolcie z niedzieli:P), szybko się z nim uwinęliśmy i można już było iść spać... bo jutro dzień z Product Simulation (cokolwiek to jest:P)

//written by bisek

Aha... no i bym zapomniał (dzięki Basi i k0rkowi mi się przypomniało...) Po zajęciach chwilę nam zeszło zanim się złożyliśmy z laptopami, więc wszyscy sobie poszli, a my zostaliśmy... i gadaliśmy z Ossi'm... powiedział nam, że za tydzień w piątek będzie Munlajt Fissing ( Ossi tak fajnie sepleni... w sumie chodziło o Moonlight Fishing:P)... Impreza na rzece, zamarzniętej, ludzie łowią ryby, są konkursy, zabawa, kiełbaski, pewnie masa piwa:D - na pewno pójdziemy... w końcu w Polsce nie będzie okazji na taka bibkę - Wisłok raczej tak nie zamarznie :P
//added by bisek

Dzień trzydziesty piąty...

11 lutego 2007...
zapowiada się kolejna nudna i leniwa niedziela... Kiedy otworzyłem prawe oko, żeby sprawdzić czy już jest normalna pora na to, aby wstać (czyli czy już jest po 1300...), pomyślałem, że może wogóle się nie opłaca wstawać, skoro i tak dzisiaj się nic nie będzie działo...
Ale... (zwykle musi być jakieś ale...) wstaliśmy, więc trzeba było coś robić.
Plan na niedzielę: napisać zaległe maile, napisać esej o Minolcie (jedno z zadań na marketing, wprawdzie Minolta już nie istnieje, ale co tam, możemy znaleźć rozwiązanie jej problemów z szarym rynkiem:P), zastanowić się nad wnioskiem o nagrodę Prezydenta Miasta Rzeszowa, wykonać parę telefonów (na skypie, albo pogadać na gadulcu), może coś poczytać... Hmmm oczywiście plan to plan, a życie swoją drogą :P
Zaczęliśmy od śniadanio-obiadu (w sumie w sobotę wymyśliliśmy, że wstaniemy ok. 1600 i zjemy śniadanio-obiado-kolacje, ale niestety...), później robiliśmy nic, czyli lenistwo całą parą (oczywiście "in front of" naszych matryc od laptopów...).
Niedziela leciała, dosyć szybko... ok. 1830 odezwał się Gerrit, że w sumie może byśmy zagrali w Half-Life'a... Zgodziliśmy się (bo powinniśmy się uczyć...) na godzinkę grania... Okazało się, że Gerrit zamiast dzieciństwa miał Half-Life'a, czyli dla nas to znaczyło, że więcej nie żyjemy niż żyjemy, a zabicie Gerrita graniczy z cudem...
Później pojawiła się opcja wyjścia na koncert do Mustaleski. Miały grać dwie ekipy: Cops (studenci tutejszej uczelni) oraz Profs (profesorowie z Niemiec). Zapowiadało się na rockowo-coverowy wieczór (najlepszy z Ylivieskowych), więc się skusiliśmy... Ok. 2100 zawitała do nas wesoła ekipa niemiecko-holenderska na małe before party... zagraliśmy chwilę w pokera, wypiliśmy po piwku i poszliśmy na miasto.
Na miejscu się okazało, że będzie całkiem nieźle:P Grali właśnie Cops'i - grali dosyć obiecująco...
Później pojawili się Niemcy - grali całkiem nieźle:), my robiliśmy momentami za chórek (Gerrit, Thilo, Kasia, Ela, Andries, k0r3k i ja). Ubaw był po pachy. No i skusiliśmy się z k0rkiem na grę w bilarda. Nie ma tutaj rewelacyjnych warunków - stół zaledwie 6 stopowy, brak kredy, ale da się grać... Urocza Finka (taka ładna i zgrabna blondyneczka ;) ) poinstruowała mnie jak działa stół i mogliśmy zacząć grę:P
I udało mi się - k0r3k dał się ograć dwa razy (raz w ósemkę i raz w dziewiątkę)... Później ograliśmy dwa razy Gerrita i Andriesa, no i skończył się bilard. Posiedzieliśmy jeszcze chwilkę w knajpie i zawinęliśmy na akademik (ok. 0200).
I tak zakończyła się "nudna" niedziela...
//written by bisek

//added by k0r3k

Po śniadaniu poszliśmy na zakupy, aby nabyć... KILOMYSLI co by się nam lepiej myślało.

Zaczęło się od koncertu COPs.

Międzynarodowy Skład Imprezowy - MSI.

A tu już gitarzysta PROFFS,
jak na gościa co przed nazwiskiem ma niemało dawał radę na gitarze!


Druga gitara.

Bass i wokal, najlepszy wokalista śpiewający w Mustaleski.

Pałkarzem okazał się gość, który ma bardzo geometryczne nazwisko - Figura
i prowadził z nami przez dwa dni Business Game


A to cały zespół.


A takie jedno w CB, a co!

Najlepsze chórki w okolicy!

Autochtoni też się bawili, jednak w bardzo małej liczbie.

Na koniec utwór w wykonaniu muzyków z obu zespołów.

MSI

MSI w komplecie, razem z zespołem.