19 stycznia 2007...
Piątek... Zajęcia zaczynamy o 1100 - dobra godzina, żeby się spóźnić jakieś 15 minut :) (zauważyłem, że w Finlandii częściej zdarza mi się spóźniać :P ). Zaczynamy od pasjonującego Marketingu... po paru godzinach jesteśmy wolni - wciągu zajęć nie dzieje się nic specjalnego... standardowo mi się nudzi... W przerwie na obiad pojawia się ciekawa opcja na niedzielę... można będzie połamać sobie nogi :P - szykuje się wyprawa na narty... Nie wiem gdzie, nie wiem jak, ale można pojechać... samochody mają być pożyczone z uczelni (u nas się tak nie da, a szkoda...), narty mają być pożyczone z wypożyczalni... jedyne co to trzeba zapłacić (bo pieniążków nie ma skąd pożyczyć:P) - szacowany koszt - 50 euro... w sumie ok... można zaszaleć... :P zobaczymy jak będzie...
Po zajęciach, jak co dzień - odrobina szaleństwa i powrotu do lat dziecięcych... dzisiaj k0r3k i Ela uczą mnie na czym polega rozhuśtywanie się na huśtawce... chyba złapałem o co chodzi :P (ale póki co nie walnąłem głową w lód... ale może to i lepiej:) )
Hmmm wróciłem na akademik, ale nie dane mi było się zasiedzieć... poszedłem od razu do Poznania... z darem... z darem Internetu... była kwestia pokonfigurować wszystko, popodpinać - generalnie miało działać... planowany czas pracy: 15 minut... w efekcie: 40 minut... nie wziąłem pod uwagę nieprzewidzianych (w sumie jak mogłem wziąć je pod uwagę, jak były nieprzewidziane) okoliczności i zdarzeń... albo niezainstalowana karta sieciowa, brak sterowników, brak aktywowanej usługi połączeń... dałem rade... i po 40 minutach usłyszałem pięć razy "Dzięki wielkie" i poszedłem się zdrzemnąć:P
Wieczorem szykowała się mała impreza.... niestety się nie odbyła...
Odbyła się za to Duża Impreza... w naszej kuchni mieści się 18 osób... (11 Polaków, 1 Słowak, 1 Niemiec, 6 Finów - chyba... bo kto by ich zliczył)... okazuje się, że mamy ok 12 miejsc siedzących i 6 stojących (w sumie stojących by się jeszcze parę znalazło)... a zaznaczam, że stołu z kuchni nie wynieśliśmy:P
no i tak się impreza potoczyła, że Finowie wyciągnęli nas na miasto... poszliśmy do nielubianej (ze względu na muzykę) przez nas knajpy - Mustaleski... wytrzymaliśmy tam ok 2h... swego rodzaju rekord... a później we trójkę (razem z Pawłem z Poznania) udaliśmy się w drogę powrotną do akademika... jeszcze parę godzin gadania i położyliśmy się o godzinie 0400... dziewczyny wróciły o 0406... :P
Wynik imprezy: znamy już parę osób z akademika (niektórzy bardziej znają, inni mniej, ale znamy...)... okazuje się, że jednym z naszych sąsiadów jest Wille - gość, który półtora roku temu był w Rzeszowie na Erasmusie... świat jest jednak mały...:P
Saturday, January 20, 2007
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
6 comments:
pozdro dla Wille ;]
pilnuj się :P a tak wogóle to: 11 Polaków, 1 Słowak, 1 Niemiec, 6 Finów mi daje razem 19 osób :P buźka dla Was :)
no wlasnie... cos mi sie nie zgadzalo... Finow bylo 5:D
(a tak serio, to specjalnie zrobilem blad, zeby sprawdzic kto ma jakie IQ ;) )
buźka dla Ciebie:D
Hmm,ja już w Rzeszowie zauważyłem, że zdarza ci się często spóźniać :> Jeśli robisz to jeszcze częściej... to mam nadzieję, że porzucisz ten zwyczaj przed powrotem do kraju :D
Pozdro, Renifery :]
Czytam te relacje i czytam, fotki podziwiam i w koncu postanowilem cos napisac. 1st of all pozdro dla Ville (przez V, nie W). Druga sprawa te spoznienia. Ja z kolei (w odroznieniu do innych) mam nadzieje, ze zwyczaj ten Ci zostanie Bisku. Nie dlatego, ze to nie ladnie sie spozniac, tylko ze jak wiesz, ja (znany jestem z tego) czesto sie spozniam. W ten sposob, jesli sie umowimy gdzies na piffko i takie tam to obaj bedziemy "na czas" i nikt na nikogo nie bedzie czekal :)
Trzymajcie sie chlopaki (dziewczyny zreszta tez) i pozdro dla Kuzi - widzialem ja na fotce z kregielni.
Post a Comment