23 lutego 2007...
...dzisiaj na 1000... na zajęcia z Rosjaninem... a później - od 1100 - miał być Ossi...
Po godzinie u Rosjanina załatwiliśmy sobie, żeby zostać na jeszcze jedna godzinę (takie dzielenie czasu - połowę u Igora, połowę u Ossi'ego...:P)... ale Ossi się obraził, więc cały dzień zajęciowy byliśmy na Intercultural Communication... i w sumie dobrze, bo te zajęcia coś wnoszą w nasze studenckie życie - jakiś pozytywny akcent, nie to co Ossi'ego:P
Po zajęciach zawijka na akademik i lenistwo - jak zawsze w piątek po południu. Sprawa lenistwa wogóle zaczyna mnie przerażać - coraz więcej jest go w naszym życiu, i coraz bardziej się zadomawia... Wieczorkiem jesteśmy ustawieni na imprezę z Igorem. Siedzi tutaj sam i się mu trochę nudzi, więc dzisiaj ma przyjść na before-party do nas, a później mamy iść na kolejną beznadziejną imprezę do Mustaleski:P
Zaczęło się ok. 2120 - o tej przyszedł do nas Igor, posiedzieliśmy chwilę, wypiliśmy herbatę i przenieśliśmy się do piwnicy. A tam, jak się okazało, była największa dotychczas erasmusowa impreza. Było 11 Polaków, 6 Niemców, 3 Greków, 2 Hiszpanów, 1 Holender no i 1 Rosjanin, co daje łącznie 24 osoby... jednym słowem "wow"... ;)
Imprezka jak zwykle - jakieś piwko, kanapeczki (przygotowane przez dziewczyny z Poznania ;) ), Metaxa (przyniesiona przez Greków), ping-pong i jak zwykle masa gadania i wymyślania głupich pomysłów (działka moja i Gerrita). Jednym z głupszych pomysłów był konkurs na wytrzymałość telefonów komórkowych (muszę przyznać, że ciekawy... no i dalej mam telefon, czyli nie przegrałem:P).
Ok. 0000 zebraliśmy się do Mustaleski. Dzisiaj wielka atrakcja - ma występować zespół taneczny "Players" (złożony z fińskich "piękności"). Ja podchodziłem do tego z rezerwą - nie wierzę w fińskie piękności:P No i dzięki temu się nie rozczarowałem - dziewczyny nie miały synchronizacji, tańczyły ot tak sobie, ba... nie były nawet ładne. Więc ogólnie porażka. Jak zwykle w Leski było za głośno, i muzyka nie taka jak być powinna:P (k0r3k nie poszedł i dobrze zrobił).
No ale wytrwałem do końca, bo nie było z kim wcześniej wracać, i dopiero ok. 0400 wróciliśmy do naszego mieszkanka. Jeszcze chwila rozmów, zastanowienia się czy czegoś nie zjeść i poszliśmy wszyscy spać...
Sunday, February 25, 2007
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment