Sunday, February 11, 2007

Dzień trzydziesty trzeci...

9 lutego 2007...
Hmmm, dzisiaj wielki dzień - dzień-końcowej-fazy-gry-biznesowej (którą oczywiście zamierzamy wygrać, bo jak to tak... wprawdzie nie mamy specjalnych laboratoriów, gdzie by nas uczyli marketingu, ale w końcu z nie byle jakiej Uczelni jesteśmy:P).
Pobudka o godz. 0730, szybkie śniadanie i już jesteśmy w drodze na COU... dzisiaj nawet się nie spóźniliśmy, bo przecież nie można się spóźnić, jak się chce zobaczyć rezultaty z wczoraj:P
Pierwsza faza okazała się zwycięska dla nas, więc dzień zaczął się obiecująco... Później to wyglądało mniej więcej tak, że szedłem podejmowaliśmy decyzje, szliśmy na kawę, oglądaliśmy prezentacje wyników, podejmowaliśmy decyzje, przerwa, wyniki... itd... aż do końca. W między czasie jeszcze z k0rkiem korzystaliśmy z bezprzewodowego Internetu, bo w sumie czemu nie:P
I tak minął dzień. Produkowaliśmy najlepsze, najdroższe i najlepiej sprzedające się pralki (byliśmy niemiecką firmą)... Zapewniło nam to zwycięstwo... miażdżące zwycięstwo... wartość naszej firmy uległa potrojeniu :)
Dzisiaj dostaliśmy pochwałę od Kuzi za bardzo fajnego bloga :) (cieszy nas to niezmiernie:P)
Później poszliśmy na akademik, bo wieczorem zapowiadało się jakieś wyjście. Ja asekuracyjnie poszedłem na moment spać, obudziłem się dosyć późno, ale mimo wszystko się wyrobiłem na czas. Okazało się, że najpierw idziemy (z Niemcami, Holendrem, wykładowcami) na bowling, a później albo do Vieski albo do Mustaleski. Bowling był wspaniały - w końcu udało mi się wygrać z k0rkiem:). Siedzieliśmy tam dwie godziny, bawiliśmy się bardzo dobrze...
Później zapadła decyzja, że idziemy (niektórzy jadą) do Mustaleski... więc ok - zabraliśmy się międzynarodową (stałą już) ekipą i poszliśmy... po drodze wymyślił Gerrit, że można iść najpierw opróżnić lodówki z alkoholu - będzie taniej. Andries nie miał nic alkoholu, więc poszliśmy na stację kupić. I tutaj niespodziewanka - po 21 nie da się kupić w Finlandii alkoholu na wynos (czyli na stacji nie kupiliśmy...:/). No ale nic to, Niemcy powiedzieli, że się będą dzielić... Dotarliśmy na akademik, wzięliśmy z k0rkiem zapałki od nas i karty (może zagra się w pokera) i poszliśmy do chłopaków. Było całkiem OK :) - zaczęliśmy od tego, że zrobiliśmy frytki (przez nas przyniesione - wyszły wyśmienite:P). Później miał być poker, ale zaczęło się pokazywanie sztuczek z zapałkami, i tak nas to zajęło, że mało kuchni im nie spaliliśmy:P Później Gerrit nakupił zapałek, bo stwierdził, że to świetne zabawki są... Na imprezę w końcu nie zdecydowaliśmy się wrócić, bo i po co, jak u nas też było świetnie... I tak minął kolejny dzień w Yliviesce...

//written by bisek

//added by k0r3k

I tak zaczął się dzień prawdziwej rozgrywki...

W tle drużyna Niemieckiej firmy podejmuje decyzje, które zapewniły jej zwycięstwo.

Szybkie podsumowanie wyników

i już wiemy, kto wygrał!

My, nasz wynik i prowadzący.

A wieczorem kręgle w Erasmusowym składzie. Kuzia i jeden z wielu Finów o imieniu Juha.

Bisek... pełne skupienie

Kolejny Juha i Horst.

Kulki kulki, duże kulki, trochę niewygodne, ale przewracają kręgle.

i już za chwilę wszystkie kręgle będą leżeć

Cały skład

2 comments:

Masay said...

No to gratuluję wygranej gry i zmysłu marketingowego ;) Choć ciągle nie mogę uwierzyć, że ktoś kupuje tak drogie pralki... Chyba, że do każdej dorzucaliście dożywotni zapas piwa :D

bisek said...

Masayu... cała tajemnica w tym, że do naszych pralek nie trzeba było sypać calgonu - one się kamieniowi nie dawały:P