Thursday, February 1, 2007

Dzień dwudziesty trzeci...

30 stycznia 2007...
Hmmm z tego co pamiętam, to był wtorek. Dzień pierwszych zajęć z nowym prowadzącym - Mariuszem Brandowskim (chyba - nie mam pamięci do nazwisk). Okazało się, że jest zupełnie inny niż Stefan. Wprawdzie przedmiot który prowadzi - International Marketing Management - nie bardzo mnie interesuje, jednak gość nie ma tak strasznie usypiającego głosu (jak SN), pozatym robi co 45 minut przerwy, za co mu chwała :) Na plus mu liczę także to, że pozwolił mi i bobrowi czasem nie chodzić (ze względu na to, że czasem mamy w jednym czasie trzy przedmioty na raz).
Co się więcej mogło dziać we wtorek... hmmm... nic w sumie specjalnego. Nic wartego szczególnej uwagi. Chyba muszę uzupełniać bloga od razu, bo mi się pamięć resetuje.
Oooo... wiem.. to był dosyć ważny dzień jednak... żegnaliśmy Martina (Słowaka), który już niestety musiał wracać do domu... Dzień jakże smutny, mroźny i wogóle nie fajnie... No ale - życie... Martin wsiadł do opóźnionego o 20 minut pociągu Pendolino do Helsinek i odjechał... miejmy nadzieję, że nie na zawsze z naszego życia ;) Come on!!! (- jego ulubione powiedzonko...)
W związku z tym, że długo czekaliśmy na stacji (z Martinem), bardzo zmarzliśmy... (nie pomogło nawet testowanie huśtawek z Martinem, Gerritem i k0rkiem)... Aby się ogrzać poszliśmy z k0rkiem i Elą do Halpa Halli (tutejsze tesco, albo coś w tym klimacie...) - świetny sklep, świetne zabawki... po 40 minutach wyszliśmy ubawieni bardzo... i poszliśmy na akademik.
Mieliśmy z k0rkiem iść na trening unihoc'a - w cholerę daleko, do Centrum Sportowego - jednak stwierdziłem, że jest za zimno, i nie poszliśmy:P
Ale wtorek - dzień sauny, więc się na saunę wybraliśmy... standard - Thilo, Gerrit, Andris, k0r3k i ja... żeby się zagrzać, wygrzać, odpocząć i pogadać... Oczywiście wychodziliśmy na zewnątrz między sauną a sauną... i tutaj niespodzianka... na zewnątrz było -24, wewnątrz +80 = ponad 100 stopniowa zmiana temperatury - ale jeszcze żyjemy...
Po saunie nie działo się już totalnie nic interesującego... każdy siedział w swojej "jaskini" i robił co chciał...

//written by bisek


Odprowadzanie Martina rozpoczęliśmy od małego doganiania grupy,
zawsze jednak jest czas na wygłupy!

Powolutku dogoniliśmy wszystkich

Wyrównaliśmy do Martina

I tak oto cała ekipa powędrowała...

... na dworzec w Yliviesce.

Jako, że był mróz okrutny, a pociąg opóźniony posiedzieliśmy chwilę na dworcu.

Później nastał czas ostatnich pożegnań...

... Martin wsiadł do pociągu i odjechał w kierunku domu.
Szerokiej drogi i powodzenia Martin!



1 comment:

Masay said...

Masz coś zły wpływ na bobra, bisku :> Najpierw nie poszliście na zajęcia bo nie wstałeś, teraz unihoc... Nie ładnie, nie ładnie :D:D