Friday, March 30, 2007

Dzień osiemdziesiąty pierwszy...

29 marca 2007...
I już po paru godzinkach snu pora wstawania... dzisiaj mamy na 13 - wizyta w firmie drewnianej - w celu przeprowadzenia wywiadu na temat bezpieczeństwa i higieny pracy... ale wcześniej trzeba się do tej wizyty przygotować, później jeszcze zjeść obiad i dopiero do firmy...
Także wstaję przed 1100... czyli spałem krótko... za krótko:P
Przygotowuję się szybko, bo po co marnować czas... moja część wywiadu dotyczy sprzętu gaśniczego, ratunkowego i systemów ewakuacji i przeprowadzania ćwiczeń, a także zapobiegania i działania w nagłych przypadkach... czyli to co bisek lubi najbardziej, czyli no problem, żeby się przygotować:D
Idziemy na wywiad lekko spóźnieni... jakieś 5 minut... ale pani nas przyjmuje i jakąś godzinę rozmawiamy o tym, o czym mamy rozmawiać... padło pytanie o zawartość piłki... okazuje się, że jest tam kilka wizytówek - czyli jak się rozłupie, to wiadomo, kto ją robił... fajna inicjatywa... podoba mi się...:P później zwiedzamy zakład, później jeszcze parę pytań, pożegnanie i do domu... Kasia i k0r3k... bo ja z Elą jeszcze Business Correspondece mamy... ostatnie i całe szczęście... i oczywiście jak na pozostałych zajęciach tak i na tych nic się nowego nie uczymy... jednym słowem porażka... ;)
Ale co tam... po powrocie do domu szybko coś trzeba zjeść, ogarnąć się i czas na lekcję fińskiego... ostatnią... Zaczyna się standardowo - od żadnego słowa po angielsku tylko fiński... ale później robimy jedno zagadnienie z gramatyki - przypadki... (jak się okazuje jest ich 26 w fińskim)... przyswajamy 6 przypadków - tych najbardziej popularnych... ponoć jesteśmy drugą grupą w historii, która tak szybko łapie o co chodzi... (kolejny dowód na to, że jesteśmy nieprzeciętni:P)...
I później mówimy jak było w Finlandii, jak się nam podobało, co było dziwne, co nam się podobało, a co nie... i tak czas leciał... aż się zasiedzieliśmy i skończyliśmy 30 minut po czasie... ale fajnie było... ;) I pamiątkowa fota z prowadzącą i można zawijać na Havutie - bo dzisiaj sauna...
Sauna, sauna... bardzo szybko, bo na 2130 jesteśmy z k0rkiem umówieni z Rikką na bilard na mieście... (w Leski)... Szybko się zbieramy i z małym poślizgiem jesteśmy na miejscu... ok. 2200...
Całe szczęście, że miała z kim grać, to się na nas nie obraziła... :P
Parę gier... więcej gadki... ja grałem o jednego shota z tutejszym liderem tutejszej drużyny bilarda... miło przegrać z kimś tak dobrym... chociaż mi mało brakło, aby wygrać... nawet dostałem pochwałę:P
No i musiałem postawić...
Później gadaliśmy, gadaliśmy, śmialiśmy się z tego, jak grają pijane nastolatki:P
Jednym słowem dobra zabawa:D i tym sposobem powrót na Havutie odwlekł się nam do "po 0000"... A mnie jeszcze czekało pisanie jednej pracy, ale nie dałem rady i poszedłem spać...

//written by bisek

Dzień osiemdziesiąty...

28 marca 2007...
i zaczyna się kolejny dzień... dzisiaj mamy na późno, bo dopiero na 1300 chyba... w każdym bądź razie najpierw idziemy zjeść obiad... od czegoś trzeba dzień zacząć, nie?:>
No i na dzisiaj na zajęcia zaplanowane są wizyty w firmach... pobliskich... tak bliskich, że wróciłem się na uczelnię, po nie-spóźnioną Elę... i jeszcze się nam udało dogonić grupę, zresztą firmy owe nietrudno wypatrzeć z samej uczelni...
Na początek fabryka różnych bajerów cementowych, betonowych itp... było całkiem fajnie:D - różne bajery do robienia zaprawy, do mieszania betonu i takie tam - zabawki dla dużych chłopców... Na koniec po promocji mogliśmy się wdrapać na najwyższy punkt obserwacyjny w Yliviesce... było super... chyba 40 metrów nad Ziemią:D widać stąd całą okolicę, jak na dłoni... początkowo lekki strach... chodziło się po kratownicy, więc było widać wszystko co pod nami, ale co tam... kto by się wysokości bał:D Parę fot, trochę głupich pomysłów i zeszliśmy... jak schodziliśmy to na głowy się nam sypał cement i kurz... ale to już inna historia:D
Kolejna firma zajmowała się produkcją drewnianą... jest to część uczelni, gdzie studenci magicznego kierunku jakim jest Wood Engineering mają praktyki:D
Było fajnie (do tej firmy mamy przygotować prezentację i takie tam... zbadać system BHP itp)...
Najlepsza maszyna jaka tu jest to CNC - służy to (a wielkie jest) do dłubania w drewnie różnych kształtów... poprzez programowanie rozmaitych wierteł, frezów i temu podobnych, aby wyrzeźbiły to co chcemy... Studenci zrobili piłkę... drewnianą, sklejoną z dwóch półkul... a w środek wrzucili coś... i nie chciano nam powiedzieć co... ale już wiemy... ale o tym później:P
Wieczór też był pełen atrakcji... Dzisiaj mieliśmy grilla - czyli Andries przygotował coś na wzór Holenderskiego Wieczorku... Jestem pełen podziwu dla niego, za to ile jedzenia przygotował... dwa rodzaje masełka (czosnkowe pozamiatało imprezę i znikło baaaardzo szybko), dwa rodzaje szaszłyków, kulki mięsne, sałatka... wypasik... oczywiście tak, że dla wszystkich starczyło i każdy był najedzony...
Później impreza przeniosła się do piwnicy... i tak sobie trwała, nie wiem do której, bo nie pamiętam (żarcik...:P)... poszedłem wcześniej, bo miałem do napisania furę zadania na Business Correspondence na jutro... a czas gonił...
I tym sposobem o godzinie 0600 położyłem się spać... mając napisane zadanie... ;)

//written by bisek

//dodał k0r3k

A takie ciekawe lustro dla kierowców na zakładzie.

Widok z dachu jednego z budynków.

Bisek za barierką.

Widok na uczelnię

I am on the top
Sitting with a Jah
Looking for the... Ylivieska?
Tam na górze byliśmy, zdjęcia robiliśmy.

Wieczór Holenderski.

Grill zasypany holenderskimi szaszłykami.

Cała grillująca ekipa!

Dzień siedemdziesiąty dziewiąty...

27 marca 2007...
Dzisiaj wtorek... wstajemy z k0rkiem "wcześnie" i idziemy kończyć projekty:P
Na dzisiaj w planie jest siedzenie nad grafiką 3d, a później jak będzie wolne studio, to trochę fotografia:P
No i leciało... właściwie to dzisiaj nie ma żadnych zajęć... poza tym, że my na tą grafikę idziemy... więc nie ma co pisać za bardzo... grafę podłubaliśmy, zjedliśmy obiad i poszliśmy zagrać w bilarda... nasza ulubiona rozrywka teraz:D
no i leciało, leciało i zleciało:P
Do wieczora... wieczór jak zwykle sauna, i znowu siedzenie:P... a później znowu spanie...
I tak leci czas Studenta Na Wymianie Międzynarodowej...

//written by bisek

Leciało, leciało i zapomniałem napisać o tym, że wieczorkiem byliśmy na mieście...
Wyciągnęły mnie dziewczyny, żeby pójść na miasto... na zachętę pozwoliły mi wybrać lokal... sprawa prosta - "Mustaleski" i bilard... a to spowodowało, że k0r3k też się dał wyciągnąć... i tym sposobem mieliśmy iście rzeszowskie podbijanie miasta...
We wtorki w Leski się nic nie dzieje... zagrałem parę razy z dziewczynami w bilard, doszedł k0r3k (którego zatrzymały chwilę dłużej na akademiku ważne sprawy)... pograliśmy w darta... no i wróciliśmy na akademik. Wieczór bardzo przyjemny i miły... a takich tutaj mało ;)
//added by bisek

Dzień siedemdziesiąty ósmy...

26 marca 2007...
Poniedziałek... od 0900 zaczynają się zajęcia z Business Correspondence... Nuda, niepotrzebne, niefajne... nie wiem jak je jeszcze określić, ale jak mus to mus... się chodzi:P
No więc startujemy wcześnie... 3h marnowania czasu... i idziemy jeść obiad... a zaraz po obiedzie są prezentacje... na prezentacjach wypadamy zawodowo... czyli nie do pokonania... czyli okazuje się, że nie mając specjalnych laboratoriów z marketingu uczelnia niepaństwowa, jaką reprezentujemy my, wypada całkiem nieźle, więc bardzo dobrze:P
Po prezentacjach czas na egzamin... egzamin poszedł też całkiem dobrze... wprawdzie pytania mnie zaskoczyły, ale... ale daliśmy radę:P
Po egzaminie pisemnym czas był na rozmowę... najszybszy egzamin ustny jaki miałem - wszedłem, prowadzący mi pogratulował (powiedział, że nasza grupa miała najlepsze prezentacje:P) i wyszedłem - oczywiście z fińskim '5'...
Czyli na całej linii zwycięstwo...
Dzisiaj można sobie pozwolić na chwilę relaksu... na jutro nie ma za bardzo nic, więc można się rozerwać... więc jak zwykle nie robimy nic:P
I tak leci... i w sumie bliżej już końca niż początku:P

//written by bisek

Dzień siedemdziesiąty siódmy...

25 marca 2007...
Dzisiaj niedziela... wprawdzie wstajemy troszkę wcześniej, ale bez przesady:P Czyli ok. 1200 można już nas było zastać na nogach...:P
Dzisiaj plan zakłada popełnienie prezentacji na dzień jutrzejszy... może się nawet uda... w sumie czemu by się miało nie udać... :P (kto jak nie my:D)...
Oczywiście wymaga to zebrania się w kuchni... No i udało się... zebraliśmy się, ja się z k0rkiem i Elą zacząłem kłócić (bardziej z k0rkiem, ale Ela brała jego stronę)... no i dzięki temu (a może mimo to) udało się nam po paru godzinach stworzyć prezentację i się nawet do niej przygotować:D
No i tak się zrobił wieczór... a wieczór oznacza marnowanie czasu... i nic nie robienie...:P
I w ten sposób dotrwaliśmy do momentu, kiedy trzeba się było położyć... bo jutro rano mamy zajęcia (ja i Ela) z Business Correspondence...:P (głupie zajęcia:P)

//written by bisek

Dzień siedemdziesiąty szósty...

24 marca 2007...
Hmmm... sobota... ta sobota była dawno... teraz już jest tydzień później piątek, ale postaram się nadrobić zaległości:P
No więc soboty mają to do siebie, że się zaczynają bardzo późno - czyli wstaliśmy pewnie jak zwykle ok. 1300, a może nawet 1400... Dzisiaj w planie jest wiele... wiele nic nie robienia... wprawdzie mamy w poniedziałek egzamin i prezentacje case'ów... ale kto myśli o tym w sobotę:P
Każdy się zajął czym mógł - pomijając w tym wszystkim oczywiście naukę... i tak leciało... sobotnie... czyli wieczór przerwa na saunę... a później znowu nic nie robienie... aż do ok. 2200.
A o 2200 był wieczór Basków... czyli nasi Hiszpanie (a właściwie Baskowie) przygotowali dla wszystkich kolację... było bardzo fajnie - wino, jakaś kiełbaska pieczona i gotowana, omlet, sałatka z tuńczyka, dobre pieczywo i hiszpańska szyneczka... :P
No i tak siedzieliśmy, jedliśmy... gadaliśmy o zwyczajach, kulturze... jak zwykle bywa przy takich okazjach... a czas leciał... wszystko było w porządku do czasu... do czasu jak Mai'a i Jon zaczęli tańczyć flamenco:P
Wszystko spoko... tylko Finka sąsiadka stwierdziła, że jest za głośno... no i kazała się nam uciszyć... ale przecież nie będzie nam taka psuć imprezy... więc się nie przejęliśmy:P
... aż przyjechali goście specjalni... była to pierwsza impreza z Policją:D - wogóle to nawet nie wiedziałem, że oni tutaj jeżdżą na interwencje... myślałem, że tylko są:D
No ale... całe szczęście wszystko skończyło się dobrze... i tylko nas upomnieli...
I tak skończyła się sobota... kolejna...

//written by bisek

//dodane przez k0rka

Jon i Mai'a tańczą flamenco...

wszystkim zgromadzonym bardzo się podobało!

Sunday, March 25, 2007

Dzień siedemdziesiąty piąty...

23 marca 2007...
Piątek... czyli ostatni dzień tygodnia... kolejnego...
Dzisiaj idziemy znowu wcześnie... i tylko jedne zajęcia mamy... Tylko i wyłącznie Internationalization of Business... parę godzin mija szybko i ok. 1230 kończymy zajęcia - na ten tydzień...
Umówiliśmy się dzisiaj z Poznaniem na robienie im zdjęć do Tablo... Jak się umówiliśmy, to oczywiście tak będzie... bo w sumie jest studio, jest sprzęt, są profesjonaliści, to czemu mamy im tych zdjęć nie zrobić... przy okazji będzie chwila, żeby w studiu zostać i coś zrobić "dla siebie"...
Poszło nam zupełnie szybko - po 60 minutach pracy były foty już zrobione... a tym samym Poznań sobie poszedł, a my mogliśmy zacząć zabawę w foto...
Dzisiaj ja byłem fotografem, a k0r3k modelował :P - w sumie dobrze, bo już dawno aparatu w łapkach nie trzymałem, a bardzo to lubię:P
Jakieś 60 minut czasu - kilka naprawdę udanych ujęć... fajnie nam to wyszło... zadowolony jestem, pożartowaliśmy i skończyliśmy robotę (oczywiście sprzątając wcześniej w studio)...
Później akademik... i nic nie robienie do wieczora... a wieczorem wykreowała się imprezka z Grekami, Hiszpanami i Andriesem... było całkiem fajnie, szczególnie, że totalny spontan:D
Nicos ma interesujący styl polewania wódki - bez przerwy... tak, że litra poszła w jakieś 5 minut... no ale później jakoś też było... do ok. 0200, kiedy to imprezka się skończyła...
No i wszyscy poszli spać, bo jutro zaplanowali sobie naukę ;)...

//written by bisek

//poniżej by korek

Maja [E], Piotrek [PL], Andries [NL], Ana [E], Kasia [PL], Nikos [GR], Jon [E], Panos [GR]

Dzień siedemdziesiąty czwarty...

22 marca 2007...
Czwartek zaczyna się jak zawsze trochę wcześnie... w tym tygodniu panuje tendencja do wstawania o godzinie strasznie wczesnej to jest 0700 albo 0800... obie są równie wczesne, mimo, że jedna jest trochę późniejsza...
Zajęcia zaczynamy od Internationalization of Business... Kilka godzin rzeczy średnio interesujących... ale co zrobić, nic na to nie poradzimy - trzeba przeżyć... Rozwiązujemy case'a więc jest tak średnio, ni to ciekawie, ni to nudno... można gadać, można spać - co kto lubi...
Później k0r3k z Kasią idą sobie do domku... a ja z Elą zostajemy na beznadziejnym Business Correspondence... Beznadziejne, bo właściwie to jest lekcja angielskiego, a nie korespondencji biznesowej... nawet nie ma nic o listach, czy raportach... najpierw gadamy o słówkach "biznesowych" - taka gra była, że się dostawało kilka słówek i trzeba było je opisać, żeby inni zgadli jakie się ma słowo... a później robiliśmy to czego nie zdążyliśmy w poniedziałek, więc całe zajęcia marnujemy... Babka nawet nie wie dokładnie tego o czym mówi... więc porażka... mało z siebie nie wyszedłem...
Po zajęciach wracamy na mieszkanie... i zbieramy się prawie od razu na fiński... na fińskim nuda... coś tam o zakupach, później jakiś film o Finlandii... jak się okazuje to tradycyjną potrawą fińską jest "papierowa" (bo wygląda jakby zmielili papier... i dodali coś różowego) kiełbaska z grilla... dziwny kraj - dziwna kultura... o rybach też w filmie dużo było:P
Po fińskim ja z k0rkiem idziemy na siłownię - jak zwykle trzeba się zmęczyć... a później na saunę... i tak się mniej więcej kończy dzień... bo później siedzimy, marnujemy czas... aż do położenia się spać...

//written by bisek

Dzień siedemdziesiąty trzeci...

21 marca 2007...
Heh... dzień wagarowicza... przesilenie wiosenne:P
Widać to od razu:P - u nas wiosna zaczęła się już jakiś czas temu...
Jeśli chodzi o plan dnia to jest on napięty... Zaczynam od tego, że wstaję ok. 0700 i budzę wszystkich... (ostatnio zdarza mi się robić za budziciela...). Plan jest taki, że Kasia, Ela i k0r3k idą na siatkówkę (reprezentować Polskę na rozgrywkach wewnątrz uczelnianych) a ja jadę na dworzec kolejowy - żegnać Niemców...
W efekcie tego wszystkiego ja ok 0800 jadę z Niemcami a reszta zostaje - bo mają na 0900 w sport center - gdzie mają jechać z Terro i Juhą autami :)
Pożegnanie na dworcu jak to pożegnanie, nie obyło się bez śmiechu (niemalże przez łzy ;) )... Thilo mało nie zginął zgnieciony przez drzwi do pociągu... No ale co się będziemy rozczulać - pojechali i już... wracają do domu więc pewni są szczęśliwi... razem z nimi do Niemiec pojechała Niina, Ovi i Terhi... oczywiście na wymianę...
Wróciłem do domu razem z Terro - nasi jeszcze nie zniknęli... poczekali parę minut i dopiero wyruszyli...
A ja prawie cały dzień spędziłem na mieszkaniu - nadrabiając maile, podtrzymując kontakty i ucząc się:P... Dopiero po powrocie dziewczyn (k0r3k poszedł na basen) pojawiło się jakieś życie na mieszkaniu. Okazało się, że nasi zdobyli 3 miejsce:).
Teraz kolej na mnie i na k0rka - mamy grać w bilarda... O 1620 jesteśmy umówieni z Grekami i Andriesem (oni też grają) pod akademikami... i wspólnie idziemy od Jokeri... gdzie ma się odbyć konkurs bilardowy:D
Szybki losowanie - przez Elę - par (bo turniej jest na zasadzie pucharowej)... i już wiadomo... k0r3k gra z Erikką - z dziewczyną, z którą grał w poniedziałek (towarzysko i wygrał), a ja z Nicosem (nigdy z nim nie grałem, ale jego skromność twierdzi, że nie umie grać)... Ja przegrywam (Nicos okazał się zbyt skromny), k0r3k też... więc nie mamy satysfakcji... ale dzięki temu możemy iść na bowling...
Bowling fajna sprawa... tylko, że... no właśnie... Kasia, k0r3k i ja graliśmy na torze, który cały czas się psuł... zjadał kule, sypał kręglami - ogólnie do dupy, więcej stania niż grania:/
Dzisiaj nic się nie układa tak jak powinno... no ale takie życie, więc trzeba zacisnąć zęby i dawać radę...
Jak wracaliśmy z bowlingu, to część poszła do Mix'a (nie czekając na mnie i k0rka... za co im dziękujemy)... a ja z k0rkiem poszliśmy do Jokeri... zagrać jeszcze parę razy, tym razem ja przeciw niemu... i było fajnie... do czasu aż się przyplątał pijany student i chciał z nami grać... przegrał dwa razy i sobie poszedł...
A my wróciliśmy na mieszkanie i poszliśmy spać...
//written by bisek

//poniżej k0r3k

Reprezentacja Polski od góry od lewej:
Kasia, Ela, Karolina,
Paweł, Piotrek, Hubert, Łukasz


Po wygranej o trzecie miejsce - trudno nie było ;-)

Korek na zagrywce.

Po bilardzie wstąpiliśmy do ISO - tzw. truskawka, taki sklep
tam znaleźliśmy Huberta - karmę dla psów!

Wednesday, March 21, 2007

Dzień siedemdziesiąty drugi...

20 marca 2007...
Dzisiaj cholernie wcześnie wstaliśmy - ok. 0700... bo na 0800 na uczelni trzeba być...
Zaczynamy od Internationalization of Business (czy jakoś tak:P)... Nuda, nuda, a później trochę nudy... ale jakoś dotrwaliśmy do 1100... i czas na zajęcia z ulubionego przez wszystkich Intercultural Communication, z jeszcze bardziej ulubioną (zwłaszcza przez Finów) panią Lilianą...
Dzisiaj mamy niby mieć 5h - masakra:]... Zaczynamy w dużej grupie, bo są nawet Finowie... ale po przerwie na lunch grupa zmalała - nie ma Finów i jest mało Polaków:P
Zajęcia powodują u mnie tak dużą senność, że ledwo się powstrzymuję... w sumie każdy parę minut się przespał... a ja na koniec (uratowałem tym grupę przed dalszą męczarnią) usnąłem totalnie :P
A co się będę... babka nudzi, to poszedłem spać, najgorsze jest to, że się obudziłem (bo powiedziała, że skoro studenci śpią to ona kończy zajęcia) jak zaczynało mi się coś śnić...
Tym sposobem skończyliśmy ok. 1400... Jeszcze wycieczka Rzeszowa do Ossi'ego po projekt na zaliczenie seminariów i wolność:P
Idziemy jeszcze na miasto - przetestować stoły do bilarda w Jokeri - tam jutro gramy zawody, więc trzeba sprawdzić, jakie jest sukno ;)... Kilka gier - mi dzisiaj nie idzie... i powrót... przez miejsca, gdzie można kupić kartki pocztowe... no i ok. 1600 jesteśmy na mieszkaniu...
I znowu - drzemka, siłownia... sauna (bo to wtorek...).
Miał być wieczór hiszpański, ale jak to określił Jon... "Mieliśmy małe problemy"... więc nie wnikamy i zmieniamy plany na tzw. "Reste Essen"...
Czyli, że idziemy do Niemców i zjadamy to, co im zostało... bo jak jutro jadą, to im nie potrzebne... :P
Jako pamiątkę po nas dajemy im renifery - z podpisami na koszulkach... drobny upominek, ale chyba się ucieszyli... ;)
Siedzimy u nich do ok. 0100... jemy różne rzeczy - makaron, ryż, frytki... coś tam z mięsa... No i Andries Jack'a Daniels'a przyniósł, to go pijemy :) - jak ja dawno Jack'a nie piłem...:P
A później łóżeczka... bo trzeba się przygotować do jutrzejszego dnia sportu:P...

//written by bisek

//to co poniżej to k0r3k

Reste essen - stół mały, a reste'k dużo!

Renifer z nr 20 - Gerrit - pamiętacie imprezę pożegnalną Martina?
A jaki numer miał Thilo? Kto pamięta?


Resztki, renifer i... tektura z papieru toaletowego :D
- podczas pobytu w Finlandii, Niemcy starali się upakować
jak najwięcej takich tekturek w jednej z nich - oto efekty.

Dzień siedemdziesiąty pierwszy...

19 marca 2007...
... kurcze, trudno się wstaje tak wcześnie :P, ale czasem trzeba, więc to robimy...
Ja i Elka (czyli Ci co chodzą na Business Correspondence) musimy o 0900 być już na Uczelni, żeby wziąć udział w marnujących-nasz-cenny-czas zajęciach z BC... Na zajęciach zajmujemy się różnicami kulturowymi (co jest dla mnie dziwne, że nie piszemy listów, raportów, mem, itp)... Właściwie to jedyną osobą co bierze czynny udział w zajęciach jestem ja... inni nie wiem czemu, ale się nie odzywają prawie wogóle... a mi akurat się włączyła gadka po angielsku:P
Po 3h nudnego siedzenia idziemy na obiad... a później wizyty w firmach by Ossi... O 1200 spotykamy się z Ossi'm i Finami od nas z GMMu i pakujemy sie do aut, tylko po to, żeby przejechać 100 km i zobaczyć fabrykę porcelany (czyt. jedna maszynę co produkuje talerze i miski:P)... Tym bardziej tam było nie fajnie, że Ossi zapomniał im (firmie) powiedzieć, że będzie międzynarodowe towarzystwo i się nie przygotowali na to... czyli mieli materiały tylko po fińsku:P... no ale czas przynajmniej jakoś zleciał... chociaż ja bym wolał nasze projekty kończyć, bo nam zalegają trochę:P
Drugą firmę jaką zwiedziliśmy, to była firma co produkuje procesory drzewne (czyli urządzenia do przetwarzania drewna) i maszyny rolnicze... Tam pracuje jeden z Finów - Mikko (znaczy się jeden od nas z grupy, a nie, że wogóle jeden...). Tam spotkaliśmy jednego pracownika polskiego - zadowolony był, bo mu dobrze płacą i się mu system pracy podoba... zobaczyliśmy jak się robi różne maszyny i poszliśmy... a właściwie pojechaliśmy... do Ylivieski... na moment do Mustaleski - dzisiaj poniedziałek, to imprezy nie ma... Pograliśmy w bilarda z k0rkiem (wygrałem 3:2)(jeszcze w sumie wcześnie było - ok. 1700) i się trzeba było zwijać...
Później siłownia, i znowu do Leski poszliśmy... graliśmy w darta i bilarda (k0r3k, bo ja się nie dopchałem niemalże:P... no ale czas zleciał... część się spiła... i poszliśmy do domu... a w domu położyliśmy się spać... bo jutro to już wogóle hardcore - na 0800...:]

//written by bisek

//fot. k0r3k
Trzecia co do wielkości firma tego typu w Finlandii

Można było przymierzyć okulary...

i talerz na głowę

Dzień siedemdziesiąty...

18 marca 2007...
...kolejny dzień... w sumie kolejna "okrągła" "dnnica" (takie nowe słowo, coś jak rocznica, tylko od dnia, a nie od roku:P)... czas leci... nie da się ukryć.
Dzisiaj niedziela więc wstajemy późno. Ok. 1300... nie robimy nic szczególnego aż do wieczora... bo wieczorem jest "wieczór grecki" czyli wyżerka gotowana przez kogoś:D
Grecy podali dwa rodzaje ryżu, sos taki śmieszny ciągnący się (bo jakiś dziwny jogurt tutaj mają) i z ogórkami, ziemniaki zapiekane i kurczaka... Wszytko ok. Nawet się najadłem... a później podawali drinki... w sensie, że jednego... mieszali bardzo-dobrą-i-drogą-12-letnią-whiskey z piwem - po czterech takich szklaneczkach człowiek teoretycznie powinien się ledwo trzymać* (*nie dotyczy narodów słowiańskich - obaliłem ten pogląd)... Ale sam drink całkiem niezły... szkoda tylko takiej dobrej whiskey zanieczyszczać piwem...
No ale... później graliśmy w Uno... było jak zawsze = całkiem emocjonująco... Skończyliśmy po 0000 parę minut i udaliśmy się na spoczynek (no może jeszcze chwilkę przed kompem posiedzieliśmy...:P ale krótko, bo ja z Elą jutro mamy na 0900... :/)

//written by bisek

Dzień sześćdziesiąty dziewiąty...

17 marca 2007...
... sobotnia wyprawa do Oulu...
Do Oulu nie ma daleko, a wczoraj była impreza, więc wyjeżdżamy ok. 1015 :P
Dzięki czemu nie trzeba było się tak strasznie rano zdzierać:D... ale ja i tak się czuję zmęczony - mam chyba kaca moralnego po wczorajszej imprezie:P (ale się tu nie będę uzewnętrzniał)... Do Oulu jest 126 kilometrów drogi... czyli ok. 2 godziny jazdy... jedziemy na dwa auta - Caranavallem z uczelni (tym busem) i samochodem Tera. Kuzia, Paweł, ja i k0r3k (kierowca) jedziemy osobówką, a reszta ekipy (Grecy, Tero, Juha, Andries, Ela, Thilo, Gerrit) w busie... w sumie droga mija szybko...
Więc w Oulu jesteśmy ok. 1200... zwiedzanie miasta przez okna samochodów, dotarcie na parking... i później tzw. czas wolny. Każdy robi co chce... nasza ekipa (Ela, Thilo, Gerrit, kor3k i ja) idziemy na wybrzeże... tutaj nam chwilę schodzi... zwiedzamy targ rybny, oglądamy morze, bawimy się w "zozola" i czekamy... czekamy na Andries'a i Pawła (bo chcą dołączyć do naszej ekipy)... chwilę włóczymy się po brzegu morza i później idziemy oglądnąć katedrę (po drodze ratusz)... czas leci szybko a my się wleczemy... po paru godzinach udajemy się na posiłek do Rax'a - tam gdzie się płaci 8 euro i je do bólu... ale dzisiaj nie ma już zawodów w "steady eating"... nie wiem czemu ale się nikomu prawie jeść nie chce... później jeszcze połaziliśmy chwile po mieście i na parking - do aut...
I powrót... ok. 1800 byliśmy na miejscu... wieczorkiem sauna, a później znowu dałem się wyciągnąć na imprezę... ale tym razem zaeczęliśmy "super" imprezą u Andries'a... ja, Gerrit, Andries i Ela... ja układałem boxa z zapałek, a Andries z Gerritem grali w bierki (zapałkami), zaś Ela im kibicowała... :) - wypasik...
Ok. 2330 stwierdzono, że należy wyruszyć do centrum... mi się nie chciało, Gerritowi też nie... ale daliśmy się przekonać... (uknuliśmy, że pójdziemy pogadać przy piwie w Bar5)... No i poszliśmy... nawet sprawdziliśmy nowy klub... ale był gorszy niż pozostałe (czyt. Vieska i Mustaleski)... Wiecie co może być dobrym biznesem w Yliviesce? - dobra knajpa, bo nie ma tutaj czegoś takiego, najlepiej z 9stopowym stołem bilardowym... sukces murowany :)
W związku z kiczem ogólnym na około, poszliśmy z Gerritem do Bar5... Jedna obserwacja: Szkoda, że nasza ekipa nigdy nie może zrobić dla nas wyjątku i nie pójdzie tam gdzie chce iść ta - nazwijmy to "nieimprezowa" część... no ale widać my jesteśmy bardziej tolerancyjni ;)
W barze było świetnie... piwo w szkle i to 0,6 litra... dobre i nie rozcięczone... Pogadaliśmy z godzinkę, wypiliśmy piwa... ja wziąłem kulturnie szklankę po swoim na akademik (zapytałem wcześniej czy mogę, a wziąłem ją dla k0rka-kolekcjonera-kufli)... no i ok. 0130 byliśmy już u siebie... potem łóżeczko i spać :)

//written by bisek

//fot. k0r3k


Jeszcze na Havutie zorientowaliśmy się, że nie ma Andries'a

A tu już na trasie!

W Oulu widzieliśmy gościa co na pierwszy rzut oka wydawał się Brad'em Pitt'em

W mieście było rozpoczęcie jakiś wyścigów,
w związku z czym kręciło się tam masę takich samochodzików.

A to znak informujący, że po prawej nie ma WC dla psów.

Taaak... gra w "Zozola"!

Jakaś ciekawa rzeźba, cokolwiek przedstawia.

Piękne kominy w tle ;-)

Cały Gerrit!

Kolejny ze śmiesznych samochodów.

A w katedrze mają WiFi :D

Jeszcze nie doszliśmy jakiego wyznania to katedra, ale ładnie tam nawet.

Sunday, March 18, 2007

Dzień sześćdziesiąty ósmy...

16 marca 2007...
... pobudka o 0800 - bo dzisiaj na uczelnię idziemy na 0900...
Zaczynamy zajęcia od Internalization of Business... i tego mamy jakieś 4 godziny - czyli stosunkowo długo:P
Ale da się wytrzymać... więc nie jest tak najgorzej...
Później mamy zajęcia z Intercultural Communication - z Lilianą Dorną... Hmmm te zajęcia pozostawiają mi wiele do życzenia... wszystko jest ok, p. Dorna prowadzi je w bardzo interesujący sposób, ale... no właśnie - ale ona myśli, że wie wszystko najlepiej (szczególnie jeśli chodzi o kluturę fińską...), wyobraźcie sobie, że potrafiła kłócić się z Finami odnośnie ich zachowań, ich wartości i temu podobne - jak dla mnie zachowanie bardzo nie na miejscu i skoro ja czułem się zdenerwowany tą sytuacją, to co dopiero Finowie...
W końcu zajęcia skończyliśmy ok. 1445 - i czas się było zebrać na akademik, bo dzień się jeszcze nie kończy...
Dzisiaj mamy bardzo ważny dzień - tzw. Dzień Kąpieli-w-Przeręblu... Miały być też skutery śnieżne, ale niestety - trochę za ciepło (wiosna w tym roku jest tu o miesiąc wcześniej;P)... Ok. 1630 Finowie z którymi chodzimy na zajęcia pojawili się autami uczelnianymi pod naszym akademikiem... zapakowaliśmy się do aut i jazda... ok. 10 kilometrów od Ylivieski... do summer cottage nad jeziorem... Tam się okazało, że do dyspozycji mamy 2 domki i saunę... no i miejsce na ognisko :)
Szybko oglądnęliśmy miejsce, ja z k0rkiem zrobiliśmy parę fotek i zaczęła się impreza...
Zaczęła się od zabaw integracyjnych :P - a te zabawy mocno integrowały. Było między innymi przekazywanie sobie ogórka za pomocą rolek po papierze toaletowym, był bieg parami (para była połączona częściami ciała, które sobie wylosowała... bywało ciekawie, np. połączenie kolanem i plecami :P) i na zakończenie było przepychanie pudełka z zapałkami za pomocą pomarańcza zawieszonego między nogami - zawodowa zabawa:D
Wygrani (bo podzieleni byliśmy na drużyny) dostali Fisherman's Friends vodka... a przegrani gałązki brzozowe (tzw. vasta) aby się smagać w saunie:P
Później był czas na saunę... trzeba było chodzić grupami, bo była mała (mieściła ok. 6-7 osób, i palona była drewnem - chyba sobie taki piec kupię;) )... Pierwsza ekipa - chyba najbardziej hardcore'owa (ze względu na to, że to oni mieli pierwsi "spróbować" jeziora) to oczywiście Gerrit, Thilo, Andries, k0r3k i ja :P (jakżeby inaczej...)
W saunie luzik... najbardziej interesujące jednak było kąpanie się w zamarzniętym jeziorze... Powiem Wam, że doświadczenie wyjątkowe i nie do porównania z niczym... Wchodzi się rozgrzanym (prosto z sauny) do wody o temperaturze ok. 5-7 stopni Celcjusza... Właściwie to nie wiem jak nazwać uczucie temu towarzyszące... na pewno nie jest zimno (na początku:P)... człowiek pokryty jest swego rodzaju powłoką ochronną z pary i ciepła... więc nie czuje tego zimna... po paru chwilach dopiero zaczyna się odczuwać, że jest się w zimnej wodzie... a wtedy radzę wiać z wody:P - można sobie odmrozić... yyy... pewne części ciała, szczególnie wrażliwe ;)
Po wejściu do sauny wszystko zaczyna szczypać - ale tak przyjemnie, więc jest ok... No i vasta - też ciekawa sprawa, smaganie rozgrzanymi gałązkami daje efekt poprawy krążenia, no i całkiem interesujący zapach wewnątrz sauny (bo gałązki lekko podgrzewa się na piecu;) )...
Kąpiel w jeziorze wykonaliśmy dwa razy (w tej ekipie...). Później był czas na kiełbaski, coś do picia i temu podobne... Po paru godzinach poszedłem z k0rkiem znowu do sauny i znowu do jeziora... Niebywałe doświadczenie... naprawdę polecam spróbować...
Cała impreza skończyła się ok. 2200, bo ekipa jeszcze chciała jechać do Mustaleski (zahaczając o akademiki, żeby się przygotować)... Na Leski tym razem się dałem skusić i lekko żałuję... Nie bawiłem się zbyt dobrze, bo to jednak nie jest moja muzyka... a słysząc tą samą po raz któryś naprawdę mnie mdliło ;)
Więc w połowie imprezy poszedłem z Gerritem na akademiki... droga minęła nam szybko... no i czas do łóżka, bo jutro Oulu Trip ;)

//written by bisek

//fot. k0r3k

Jeden domek...

...drugi domek...

... i ekipa...

szalone zabawy, wyścig połączonych części ciała - kolano + plecy

...kolano + udo...

przekładanie ogórka między... nogami

Pomarańczowo-zapałkowa sztafeta

dzięki wspaniałej technice nasza sztafeta wygrała!

Wygrani i... wygrani, bo przegranych nie było.

A po zawodach sauna i kąpiel w jeziorze.

A z tego pomostu wchodziliśmy prosto do jeziora.

W wodzie... zimnej wodzie.

Dzień sześćdziesiąty siódmy...

15 marca 2007...
Czwartek... zaczyna się nam nie najgorzej, ale trochę jednak za wcześnie... zajęcia mamy na 1000... Oczywiście same interesujące zajęcia nas czekają - Internalization of Business i Business Correspondence... nie wiem czemu, ale jak coś ma w nazwie Business to mnie nie interesuje :P, a wręcz nudzi...
No ale - zaczęliśmy od 5 godzin IoB... było średnio - trochę kartek popisałem, k0r3k też się ponudził ;)... a później było Business Correspondence - przedmiot zupełnie nie potrzebny mi do szczęścia, tym bardziej, że ma mało wspólnego z nazwą... k0r3k i Kasia mają to szczęście, że nie muszą na to chodzić, bo się certyfikatem wykręcili... a ja z Elą niestety - już tak łatwo nie mamy :] - ale radę dajemy...
Więc dla mnie i Eli powrót na akademik był około godziny 1700... trochę może przed, bo nie było przerwy w zajęciach...
A później zaczęła się nudna (poprzednia była nudniejsza) część dnia - czyli marnowanie czasu:P
Wieczorkiem jak zwykle sauna (tym razem daliśmy radę nagrzać ją dobrze:P)... po saunie dalsze nudzenie się:P... a później sen...
//written by bisek

Friday, March 16, 2007

Dzień sześćdziesiąty szósty...

14 marca 2007...
Środa... niestety dzisiaj mamy na 0800 rano - całkiem nie fajnie... zważywszy na to, że wczoraj emocje wieczornych skoków trochę nas wykończyły...
Ale twardzi jesteśmy - i się nie dajemy... udało się nam nawet za bardzo nie spóźnić :P
Zaczynamy od Intercultural Communication - w sumie szybko leci... od przerwy do przerwy - pogaduchy z Finami i jakieś kulturowe sprawy... ciekawe rzeczy, więc się dobrze słucha...
Druga część zajęć to Internationalization of Business... part 2 - z Edmundem Pawłowskim (całkiem ok jest na tych zajęciach, nawet trochę uważam i nie zasypiam tak łatwo:P)...
No i tak mijało... do popołudnia, kiedy się nam zajęcia skończyły... a w środę po południu leniuchowaliśmy... a później miało być wyjście do Vieski... ale...
Ale... przyszedł do nas Gerrit i Andries i siedzieliśmy, gadaliśmy i piliśmy coś tam:P
No i zleciało do 0200... i jak już zleciało to poszliśmy spać... bo jutro na 1000... a to też jest wcześnie:P

//written by bisek

Thursday, March 15, 2007

Dzień sześćdziesiąty piąty...

13 marca 2007...
...pechowa trzynastka czy Dzień Zwycięstwa?...
Dzisiaj mamy zajęcia na 1100... więc tak idziemy:P
Ale dzisiaj oprócz zajęć mamy coś wielkiego - wyprawa do Kuopio:P
Ale po kolei:P czyli po rautatie ;)
Zaczęliśmy od zajęć... Intercultural Communication - tak, tak... żadna pomyłka, to znowu te zajęcia, ale z innym prowadzącym - tym razem pani Liliana z Poznania... Pierwszy rzut oka: będzie ok:D
Nawet fajnie było ... na pierwszej godzinie... później mieliśmy przerwę na lunch... trochę się nam przeciągnęła... bo jak zjeść obiad w ciągu 25 minut, a dodatkowo zegarki na Uczelni spieszą o 5 minut... a my jesteśmy ustawieni na nasze... No i pani L. zrobiła przedstawienie rodem z przedszkola... poczułem się lekko dziwnie... spóźnionych ustawiła pod ścianą i "strzeliła kazanie"... moim zdaniem nie na miejscu - poczułem się atakowany i nawet podjąłem próbę obrony, ale zaniechałem, bo nie udało mi się wytłumaczyć, że nasze 5minutowe spóźnienie jest powodowane spieszeniem zegarków na Uczelni... życie... tyle mogę powiedzieć... najlepszy był komentarz, że Finowie się nie spóźniają (fakt - nie byli spóźnieni... bo jedli lunch wcześniej...), a spóźniają się nawet do godziny, czy dwóch - tak wynika z moich obserwacji na przestrzeni dwóch miesięcy... i to nawet się nie przejmują tym za bardzo...
no ale... życie, to życie... Reszta zajęć minęła szybko i bezboleśnie, więc w miarę ok:D
Ale później się działo... ok. 1400 wyjeżdżaliśmy do Kuopio... na skoki.. kibicować polskim skoczkom:D
Jechało nas 13 osób (12 Polaków i jeden Fin = Jarmo)... Jechaliśmy dziwnie, ale szczegółów nie podam:D Do przejechania było ok. 250 km, skoki zaczynały się o 1815...
No i dojechaliśmy po paru godzinach średnio wygodnej jazdy... w między czasie straszeni komunikatami w radio, że skoki treningowe odwołano itp...
Ale całe szczęście konkurs się odbył... a był to pasjonujący konkurs... Zaczęło się od pierwszej serii (czyli tradycyjnie:D) - miejsca mieliśmy nie bardzo... ale jeśli ktoś oglądał i widział flagę polską z napisem 'Sędziszów Młp' to właśnie widział pewnie Kasiną flagę - czyli tak jakby widział nas:D
Ale co tam, po pierwszej serii (Małysz na pierwszym miejscu, Stoch w pierwszej trzydziestce) postanowiliśmy szukać lepszych miejsc... K0r3k się wyróżniał - ganiał gdzieś za aparatem(miał pożyczony obiektyw 90-300 trochę ciemny bo 4.5 - 5.6, ale ważnie że było coś dłuższego) (a mnie szlag trafiał, że nie mam sprzętu :/)... Ja się dopchałem do barierek przy bramce, gdzie wychodzą/wchodzą skoczkowie po skoku - fajne miejsce, jakieś 1,5 osoby od metalowej barierki... (może nawet w tv byłem )... Elka miała też jakieś fantastyczne miejsce - przy bramce, trochę wyżej niż ja... jak to określiła była "pierwsza po ostatniej osobie, której dawali autografy"... ale miała niezły ogląd sytuacji :P Kasia gdzieś była - nie wiem gdzie, ale ma - jako jedyna z naszej ekipy - podpis Małysza... Także teraz flaga jest warta o wiele więcej... a nawet bezcenna (mój ulubiony sandwich lodowy o smaku mięty - 1 euro, bilet na konkurs skoków - 6 euro, znaczek z konkursu skoków w Kuopio - 4 euro, "papierowa" kiełbaska - 1 euro, ciemny chlebek - 0 euro, flaga Kasi - bezcenne... za wszystko inne zapłacisz kartą MasterCard...)...
No i tak skakali, skakali... aż miał skakać Małysz... skoczył (chodzi mi o drugi skok)... i zapadła cisza... cisza pełna oczekiwania... oczekiwania na werdykt sędziów... na pomiar... wiadomo było, że skok ten jest dużo gorszy od poprzedniego... ale czy wystarczy aby wygrać, czy o dziesiąte części punktu Małysz przegra z Koeflerem... I nagle wielki aplauz - huk niemalże nie do wytrzymania... jakbym się nie darł z tymi wszystkimi Polakami, którzy czekali na zwycięstwo Małysza pod skocznią w Kuopio, to bym pewnie nie wytrzymał tego huku:P
Ale jaka ulga, że udało się Małyszowi nie spaść z pierwszego... czyli jednak Dzień Zwycięstwa dzisiaj:D...
Jedną rzeczą się zawiodłem... jak już byłem dopchany do tych barierek - gdzie tkwiłem w ścisku jakieś 30 minut - to mógł Adaś chociaż na nas spojrzeć, a nie udzielił dwóch wywiadów i sobie poszedł... No ale nic to... tak widać miało być...
A my oglądnęliśmy sztuczne ognie, zrobiliśmy pamiątkowe fotki... zjedliśmy kiełbaski (teraz już za darmo)... pogadaliśmy ze sprzedawcami gadżetów z Gniezna... i zapakowaliśmy się w podróż powrotną...
Minęło dosyć nieszybko, i dopiero ok. 0100 byliśmy na Havutie... jeszcze krótka wizyta u "nowych" Niemców (Chris, Stefan, George, Frank) - pożegnaliśmy ich (bo jutro z rana jadą do domu) i poszliśmy spać... bo jutro na 0800:P

//written by bisek

//fot. k0r3k

No i już w drodze... 13 osób...

Pierwszy postój w drodze do Kuopio.
Bardzo ciekawe miejsce pełne dzwonów wszelakich....

Naprawdę było ich bardzo, bardzo dużo.

I już na miejscu... pod skocznią w Kuopio!

Pierwszy skoczek jakiego udało mi się uchwycić.

A tu już reprezentant Polski - z numerem 13 Hula Stefan,
niestety dla niego trzynastka okazała się pechowa.


Martin Schmitt po pierwszym skoku.

Adam Małysz już na belce...

...skok i piękne lądowanie na 125-tym metrze

Małysz tuż po skoku.

Zadowolony, w końcu jest pierwszy to co by sie miał nie cieszyć.

Adam Małysz rozdaje autografy.

Tablica po pierwszej serii.

Kamil Stoch rozdaje autografy, po drugim i jakże dobrym skoku

Simon Amman niestety nie poleciał za daleko, co zresztą widać po jego minie.

Adam po drugim skoku.

Andreas Kofler - zdobywca II miejsca wśród kibiców.

Małysz wstępuje na podium.

Andreas Kofler,Adam Małysz, Thomas Morgenstern, Jakub Janda

Małysz odbiera trofeum.

Radość, wielka radość...

Tablica wyników po konkursie.

Nasza ekipa dopingująca skoczków w Kuopio.

Skocznia w Kuopio po konkursie.

Fajerwerki po imprezie.