Thursday, March 15, 2007

Dzień sześćdziesiąty czwarty...

12 marca 2007...
Poniedziałek - jak zawsze poniedziałki rozpoczynają nowe tygodnie... tak i tym razem... zaczął się nowy tydzień...
Dzisiaj śmieszne nieporozumienie na początek - niby zajęcia zaczynają się nam o 1200, a o 0930 budzi nas telefon od Kuzi, że niby mamy właśnie Business Coresspondence... ale co tam, nie było w planie to śpimy dalej i idziemy później...
Ja z k0rkiem wybraliśmy się w okolicach 1200 - zjeść, posiedzieć z Kuzią, ewentualnie czepić się projektu... Niestety nie udało się - sala była zajęta (nie było w niej miejsca dla nas)... no więc trudno... szybko się okazało, że mamy teraz zawalone tygodnie zajęciami - nie lubię tak, na sam koniec masa pracy - pracy, która nam nie leży trochę, bo to ciągle marketing albo zarządzanie...
No ale student na wymianie się ma uczyć, więc przyjmujemy to z pokorą (i narzekaniem)...
Ehhh... pozostało nam czekać do 1600 na obrony portfolia u Ossi'ego... no cóż - bywa:D
Ale jak się później okazało, obrona to czysta formalność... trzeba było być po prostu... od razu wykręciliśmy się z zajęć - na okoliczność jechania do Kuopio w dzień następny...
Po obronach poszliśmy na mieszkania... i nie robiliśmy nic ciekawego...
Do wieczora... dzisiaj był wieczór niemiecki - Niemcy gotowali:D - zbiórka w piwnicy o 2200...
Ugotowali mięso, ziemniaki, kapustę kiszoną... fajnie było... Jedzonko dobre, klimaty dobre... ludzi dużo... (więcej niż na polskim, bo wtedy były ferie:P)...
No i zleciało... zleciało i poszliśmy spać... ok. 0200... bo jutro na 1100... a to strasznie rano... szczególnie, że jesteśmy świeżo po feriach:D

Jak to mi się zdarza zapomniałem napisać o ważnym wydarzeniu... Otóż dokonaliśmy eutanazji na bałwanie...
Spowodowane to było tym, że gość zaczął nam się rozpływać - stracił już swoją dostojność, swój wdzięk, nie był już tak przystojny i nie rzucał zalotnych spojrzeń w kierunku przechadzających się nieopodal białogłów (bo nie miał głowy)...
Więc "inżynierowie śniegu" podjęli decyzję o zakończeniu egzystencji naszego stworzenia... Zaczęło się od tego, że poszedłem na poszukiwanie odpowiednich narzędzi "sprzyjających zakańczaniu egzystencji bałwanów"... Szukałem w piwnicy i poszło mi całkiem nieźle... łopatę już mieliśmy (z kiedyś... z jednej z misji ratunkowych), znalazłem jeszcze klucz do kół... i pachołka (szkoda, że wcześniej go nie namierzyłem - świetna czapka by z niego była dla bałwana)... znalazłem też koła samochodowe, ale postanowiłem ich nie ruszać...
Uzbrojeni w sprzęt specjalistyczny udaliśmy się (Elka, k0r3k, Gerrit i ja) na zewnętrze aby dokonać zamierzenia...
Ubaw nieziemski przy tym był i poszło bardzo sprawnie... narzędzia zostawiliśmy na miejscu zbrodni, coby policji było łatwiej śladów szukać... teraz mamy nowoczesną rzeźbę przed akademikiem:D
Czyli mogę teraz ogłosić wszem i wobec, że bałwana już nie ma - zginął, aby nie cierpieć... ;)
//written by bisek

//dodane przez k0rka


Ja tam po obronie magicznego portfolio jednak coś zrobiłem. Się zebrałem i pojechałem na rowerku do sport center na trening Salibandy - czyli unihokeja czyli floorball'u. Nie polecam jazdy po roztapiającym się śniegu, wymaga to dużo skupienia i częstego podpierania sie nogami, całe szczęście nie musiałem podpierać się twarzą, ani głową. Na miejscu wszystko spoko, tylko, że chyba kondycji nie wziąłem z akademika i po 15 minutach chciałem wypluć płuca... no ale cóż, trzeba sie troszkę rozruszać... po ok 50 minutach już było nieźle. Trening i gra bardzo mi spasowały nawet kilka bramek strzeliłem :D i to nawet nieprzypadkowych, a z ładnie wyprowadzonych akcji (trochę to nieskromne no ale cóż...), całe szczęście po powrocie była wyżerka przygotowana przez Niemców!

Samoobsługa -
każdy brał
co i ile chciał

Smacznego!

No tu to nie tylko ja wyglądam na upośledzonego ;-)

Taaak... przyszło ciepło i nam zaczęło zabijać bałwana, ale....

to my chcieliśmy mieć z tego odrobinę przyjemności!

Nie było litości...

tylko trochę złości

Stworzyli, a później unicestwili....

2 comments:

Masay said...

Wyjaśnij mi to K0rku... po 15 minutach wypluwałeś płuca a po 50 było już ok?? Ja widzę jedno wyjście - mecz trwał 15 minut a przez resztę czasu dochodziłeś do siebie :> Popraw mnie jeśli się mylę :D

Fotki z bicia bałwana - fajne. A z tą łopatą Bisku to wyglądasz jak z jakiegoś horroru niskobudżetowego o zombie :D:D

Anonymous said...

Hey these pics "we as killers" rock :D