Friday, March 9, 2007

Dzień sześćdziesiąty...

8 marca 2007...
Dzisiaj wyprawa do świętego Mikołaja... więc pobudka ok. 0500... strasznie wcześnie, ale sobie poradziliśmy:D
Z samego rana zebraliśmy się, zapakowaliśmy się do wozów i wyruszyliśmy w daleką wyprawę na północ... W wyprawie brali udział: Magda, Dominika, Karolina, Maciek, Patryk (ekipa Lady), Andries, Charis, Nicos, Panos, Hubert (ekipa auta Andiresa), ja, k0r3k, Ela, Gerrit, Kasia, Thilo, Nina i Joana (ekipa czerwonego busa z uczelni:P)...
Pierwszy cel naszej podróży to lodowy hotel w Kemi... Jechaliśmy tam długo - chyba jakieś 4, może nawet 5h... W samochodzie się coś tam działo, ale nic specjalnego - część spała, część gadała... ot - zabijanie czasu w podróży:P... Hotel w Kemi zaczęliśmy zwiedzać od strasznie reniferów - to one były pierwszymi ofiarami Erasmusowej wyprawy... "pasły" się na śniegu nieopodal, więc "rzuciliśmy się" na nie, żeby porobić sobie zdjęcia i dotknąć rena:D
No jak już renifery zostały wymęczone, to poszliśmy do hotelu. Hotel zbudowany ze śniegu i lodu - ciekawa sprawa... Trochę w nim zimno, ale nie ma się co dziwić... w końcu wszystko ze śniegu i lodu... Ogólne wrażenie pozytywne... Sypialnie trochę małe, ale rzeźby ładne, kaplica nawet była "wydłubana" (swoją drogą, brać w takiej ślub to jest coś;) )... Bar całkiem interesujący - wiele miejsca, ale nie sprawdziłem, czy podają coś gorącego... ;)
W Kemi posiedzieliśmy trochę - oczywiście nie obyło się bez rzucania śnieżkami i tym podobnych zabaw na śniegu...
Ale później ruszyliśmy dalej - w poszukiwaniu świętego Mikołaja... Dojechaliśmy po jakimś czasie (bliżej nieokreślonym, bo nie śledziłem czasu:P)... Wioseczka całkiem niezła... od razu widać, że Mikołaj na czymś kasę robi... pełno sklepów z gadżetami, za zdjęcia się płaci... a Bałwany przed chatką to tragiczne były... wielkie, niekształtne i chyba po to, żeby straszyć dzieci... Oczywiście jest tu też koło podbiegunowe... z tym, że podobno się przesunęło jakieś 2 km, więc to tylko ściema była...
Mikołaj: gruby gość, z czerwonym nosem, nie zna imion dzieci (czyli coś tu jest nie tak), i ma zmienna twarz (wyśledziliśmy to na zdjęciach)... no ale fotę sobie z nim zrobiliśmy... Nawet umie po polsku "Dzień dobry" powiedzieć...
W związku z tym, że mieliśmy trochę czasu w tej wiosce, to postanowiliśmy czas zagospodarować... Oczywiście zaczęliśmy od testowania placu zabaw:D później były śnieżki (i tutaj to już się cyrki działy - każdy każdego rzucał, albo wszyscy Huberta:P)... no i tak nam czas zleciał... dosyć szybko...
Później pojechaliśmy do miasta zjeść coś - też ciekawa sprawa... Byliśmy w barze, gdzie się płaci 8 euro i je do oporu:D - idealna sprawa... Urządziliśmy sobie z Gerrit'em i Andries'em zawody, kto zje więcej... I w sumie wiadomo, że Gerrit przegrał, bo zjadł mniej... a ja z Andries;em pokonaliśmy po 7 kawałków pizzy, skrzydełka pieczone, tacos, lody, litry kawy i litry coli... i jeszcze żyliśmy... (ale powiem, że się najadłem...)...
Jak już wyszliśmy z tego przybytku (gdzie męska ubikacja była w całości metalowa;) )... to postanowiliśmy połazić po mieście... a jak tak łaziliśmy to nam wpadł pomysł do głowy, żeby porobić zdjęcia, na których udajemy znaki drogowe... ubaw nieziemski... bo jak np. udawać napis TAXI? (oczywiście zrobione:P)... albo strzałkę... czy też trzy miejsca parkingowe prostopadłe...
W ten sposób zagospodarowaliśmy resztę czasu... i wkrótce (bo zleciało nam bardzo szybko) wsiedliśmy do samochodów i ruszyliśmy w drogę powrotną... wyjechaliśmy ok. 1800...
W autach oczywiście część spała (zmęczona całym dniem), część gadała, część przeszkadzała spać... po 5h drogi... ok. 2300 dojechaliśmy na miejsce... do naszych akademików...
i tak się skończył pełen emocji dzień u świętego Mikołaja...

//written by bisek

// dodane przez k0rka

Na pierwszym postoju trzeba było umyć szyby - zajął się tym Thilo!

Kemi - tam przywitały nas dwa bałwany - trochę brzydkie...

Pierwsze spotkanie z reniferami w Finlandii.

Tak wygląda renifer w całości - spodziewałem się, że to trochę większe jest.

No i obowiązkowe zdjęcie z reniferem!

A tu już zamek lodowy!

Plan zamku, trochę zasłonięty...

Na dzień dobry przywitał nas lodowy nurek

Później znaleźliśmy fotel prezesa - prezes k0r3k

i prezes Bisek

W lodowej restauracji...

Korytarz lodowej sypialni ozdabiają różne rzeźby.

Bardzo ciekawym i ładnym miejscem w zamku jest kaplica.

Pożegnały nas magiczne stworki - maskotki zamku w Kemi

Wreszcie dotarliśmy do głównego celu naszej podróży - wioski świętego Mikołaja.

Znak - ile do której stolicy, niestety ani Warszawy, ani Rzeszowa nie bylo.

Bardzo dobre śniegowe warunki sprzyjały różnym zabawom,
np. piłka śniegowa, niestety Nikos nie złapał i "pękła"


Tutaj to dopiero paskudne bałwany były - dostało im się!

Nowy Mikołaj i jego pomagiery.

Most w Rovaniemi

Skutery do śnieżnych safari

...na ławeczce

Jeszcze tylko zabawa w "znaki"
co na zdjęciach, każdy widzi!





1 comment:

Masay said...

Fotki są naprawdę fajne, sympatyczne i w dużej mierze pomysłowe ;) A co najważniejsze jest ich dużo, są na nich Świry w pełniej okazałości i reny (jupi2). Jak dla mnie bomba :]

A co nagadaliście Mikosiowi?? Że niby byliście grzeczni ;)