17 marca 2007...
... sobotnia wyprawa do Oulu...
Do Oulu nie ma daleko, a wczoraj była impreza, więc wyjeżdżamy ok. 1015 :P
Dzięki czemu nie trzeba było się tak strasznie rano zdzierać:D... ale ja i tak się czuję zmęczony - mam chyba kaca moralnego po wczorajszej imprezie:P (ale się tu nie będę uzewnętrzniał)... Do Oulu jest 126 kilometrów drogi... czyli ok. 2 godziny jazdy... jedziemy na dwa auta - Caranavallem z uczelni (tym busem) i samochodem Tera. Kuzia, Paweł, ja i k0r3k (kierowca) jedziemy osobówką, a reszta ekipy (Grecy, Tero, Juha, Andries, Ela, Thilo, Gerrit) w busie... w sumie droga mija szybko...
Więc w Oulu jesteśmy ok. 1200... zwiedzanie miasta przez okna samochodów, dotarcie na parking... i później tzw. czas wolny. Każdy robi co chce... nasza ekipa (Ela, Thilo, Gerrit, kor3k i ja) idziemy na wybrzeże... tutaj nam chwilę schodzi... zwiedzamy targ rybny, oglądamy morze, bawimy się w "zozola" i czekamy... czekamy na Andries'a i Pawła (bo chcą dołączyć do naszej ekipy)... chwilę włóczymy się po brzegu morza i później idziemy oglądnąć katedrę (po drodze ratusz)... czas leci szybko a my się wleczemy... po paru godzinach udajemy się na posiłek do Rax'a - tam gdzie się płaci 8 euro i je do bólu... ale dzisiaj nie ma już zawodów w "steady eating"... nie wiem czemu ale się nikomu prawie jeść nie chce... później jeszcze połaziliśmy chwile po mieście i na parking - do aut...
I powrót... ok. 1800 byliśmy na miejscu... wieczorkiem sauna, a później znowu dałem się wyciągnąć na imprezę... ale tym razem zaeczęliśmy "super" imprezą u Andries'a... ja, Gerrit, Andries i Ela... ja układałem boxa z zapałek, a Andries z Gerritem grali w bierki (zapałkami), zaś Ela im kibicowała... :) - wypasik...
Ok. 2330 stwierdzono, że należy wyruszyć do centrum... mi się nie chciało, Gerritowi też nie... ale daliśmy się przekonać... (uknuliśmy, że pójdziemy pogadać przy piwie w Bar5)... No i poszliśmy... nawet sprawdziliśmy nowy klub... ale był gorszy niż pozostałe (czyt. Vieska i Mustaleski)... Wiecie co może być dobrym biznesem w Yliviesce? - dobra knajpa, bo nie ma tutaj czegoś takiego, najlepiej z 9stopowym stołem bilardowym... sukces murowany :)
W związku z kiczem ogólnym na około, poszliśmy z Gerritem do Bar5... Jedna obserwacja: Szkoda, że nasza ekipa nigdy nie może zrobić dla nas wyjątku i nie pójdzie tam gdzie chce iść ta - nazwijmy to "nieimprezowa" część... no ale widać my jesteśmy bardziej tolerancyjni ;)
W barze było świetnie... piwo w szkle i to 0,6 litra... dobre i nie rozcięczone... Pogadaliśmy z godzinkę, wypiliśmy piwa... ja wziąłem kulturnie szklankę po swoim na akademik (zapytałem wcześniej czy mogę, a wziąłem ją dla k0rka-kolekcjonera-kufli)... no i ok. 0130 byliśmy już u siebie... potem łóżeczko i spać :)
Wednesday, March 21, 2007
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment